"Kiedy Zuzia pokazała mi jedynkę z matematyki, czułam mieszankę rozczarowania i współczucia. Ale nie spodziewałam się, że chwilę później usłyszę od teściowej: 'No cóż, skoro matka tak to zaniedbała…'. Zamurowało mnie. Nie wiem, dlaczego zawsze to matka jest winna. A może teściowej łatwiej oskarżać mnie niż własnego syna lub... siebie".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Jedynka na sprawdzianie – i tsunami oskarżeń
Zuzia ma 10 lat i jest bystrą dziewczynką. Zawsze dobrze radziła sobie w szkole, więc gdy ostatnio pokazała mi jedynkę z matematyki, byłam zaskoczona. Nie krzyczałam, bo wiem, że takie rzeczy się zdarzają. Porozmawiałyśmy, spróbowałam dowiedzieć się, co poszło nie tak. Okazało się, że nie do końca zrozumiała materiał, a ja nie zauważyłam, że potrzebuje pomocy. Zrobiło mi się trochę przykro, ale byłam gotowa nad tym popracować.
I wtedy weszła teściowa. Jej spojrzenie mówiło wszystko, ale oczywiście musiała to jeszcze skomentować:
No cóż, tak to jest, jak matka nie pilnuje nauki dziecka. Za moich czasów takie rzeczy się nie zdarzały, bo my, matki, miałyśmy więcej obowiązku w sobie.
Jakby to był jakiś wyrok. Nagle cała sytuacja przestała dotyczyć Zuzi i jej trudności, a stała się oceną mnie jako matki.
canva.com
Matka – idealny kozioł ofiarny
Nie zliczę, ile razy czułam, że za wszystko w życiu moich dzieci odpowiadam ja. Gdy są zdrowe i grzeczne – to ich zasługa. Ale gdy coś idzie nie tak, od razu słyszę, że to wina matki. Jakbyśmy miały supermoc kontrolowania wszystkiego: czy dziecko zrozumiało lekcje, czy miało dobry dzień w szkole, czy ktoś nie powiedział mu czegoś przykrego, co odbiło się na jego koncentracji.
Teściowa chyba myśli, że siedzę w domu i mam czas na to, by być nauczycielką, psychologiem, kucharką, sprzątaczką i wszystkim innym naraz. Tymczasem ja pracuję na pełny etat, a po pracy próbuję jeszcze ogarnąć dom, znaleźć chwilę dla dzieci i… tak, czasem po prostu się zmęczyć. Ale czy to oznacza, że jestem złą matką?
Wiecie, co mnie najbardziej boli: że mój mąż, Paweł, nigdy nie usłyszał od swojej matki, że to jego wina. Nigdy. On też jest rodzicem, ale gdy Zuzia ma problemy w szkole, nikt nie pyta, dlaczego to tata nie pomógł jej w matematyce. Wszystkie spojrzenia są skierowane na mnie. To ja jestem "zarządcą" wszystkiego, co dotyczy naszych dzieci, nawet jeśli te sprawy wykraczają poza moje możliwości.
I to nie tylko teściowa. Czasem mam wrażenie, że całe społeczeństwo ma wobec matek tak wygórowane oczekiwania, że nie sposób ich spełnić. Kiedy dziecko ma sukces albo coś zawali, słyszymy:
Ale zdolna dziewczynka!
Dlaczego matka na to pozwoliła?
canva.com
Matka to też człowiek
Po tamtej rozmowie z teściową długo nie mogłam się uspokoić. Było mi przykro – nie tylko dlatego, że mnie oceniła, ale dlatego, że sama zaczęłam wątpić w siebie. Czy rzeczywiście zawiodłam? Może rzeczywiście powinnam siedzieć z Zuzią nad lekcjami do późnej nocy, choćby kosztem własnego zdrowia.
A potem przyszła do mnie Zuzia i powiedziała:
Mamo, przepraszam za tę jedynkę. Naprawdę się starałam.
Uświadomiłam sobie, że ona czuje się winna za coś, co jest przecież częścią nauki – popełnianie błędów i wyciąganie z nich wniosków. I wtedy do mnie dotarło: nie, nie zrobiłam nic złego. Po prostu jestem matką, która też ma prawo czasem nie zauważyć, że dziecko potrzebuje pomocy.
Mam nadzieję, że kiedyś społeczeństwo zrozumie, że matki nie są idealne. Nie jesteśmy maszynami, które mają wszystko pod kontrolą. Jesteśmy ludźmi, którzy czasem popełniają błędy, tak samo jak dzieci, które wychowujemy.
A teściowej chciałabym kiedyś powiedzieć:
Może zamiast szukać winnych, pomożemy sobie nawzajem?.
Bo przecież nie chodzi o to, żeby wskazywać palcem. Chodzi o to, żeby wspierać się jako rodzina – zarówno w sukcesach, jak i porażkach.
Natalia