"To miejsce parkingowe było jednym z powodów, dla których kupiliśmy to mieszkanie. Tymczasem sąsiadka, która mieszka tuż obok, najwyraźniej uznała, że jest to idealny punkt do zostawiania swoich śmieci. Na początku ignorowałam problem, ale z każdym dniem jest mi coraz trudniej. Bo jej wygoda wygrywa z moim prawem własności".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Wszystko zaczęło się od jednego worka
Mieszkamy w tym bloku od trzech lat i do tej pory wszystko układało się całkiem dobrze. Ludzie w okolicy są raczej mili, nikt nie robi problemów, a sąsiadka, pani Halina, z którą dzielimy kawałek podjazdu, zawsze wydawała się serdeczna. Do czasu.
Pewnego dnia zauważyłam na moim miejscu parkingowym worek ze śmieciami. Myślałam, że ktoś się pomylił albo że to przypadek. Przestawiłam go na bok i nie zrobiłam z tego problemu. Ale worek szybko zamienił się w dwa, potem w cztery. A potem pojawiły się pudełka po pizzy, butelki i – o zgrozo – nawet jakieś stare kartony.
canva.com
Codzienna walka z własnymi emocjami
Za każdym razem, gdy widzę te śmieci, moja frustracja rośnie. Miejsce parkingowe jest oznaczone numerem, więc nie ma mowy o pomyłce. To moje, nie wspólne. Ale zamiast stawiać tam mój samochód, stoi sterta rzeczy, których moja sąsiadka najwidoczniej nie chce trzymać w swoim mieszkaniu.
Raz, gdy wychodziła z domu, zapytałam ją – niby żartem – czy to jej rzeczy. Uśmiechnęła się i powiedziała:
A tak, bo w domu nie mam gdzie trzymać. Ale spokojnie, to tylko na chwilę.
Tylko że ta "chwila" trwa już ponad pół roku.
Nie jestem typem osoby, która lubi robić awantury. Zawsze staram się unikać konfliktów, szczególnie z sąsiadami. Mamy przecież mieszkać obok siebie przez lata, a nie chcę, żeby każdy dzień zaczynał się od napiętej atmosfery. Ale jednocześnie czuję, że jestem traktowana niesprawiedliwie.
Za każdym razem, gdy widzę kolejną stertę rzeczy na swoim miejscu, zadaję sobie pytanie: "Czy to ja jestem przewrażliwiona? Może naprawdę powinnam to ignorować?". Ale ile można znosić takie zachowanie? Przecież miejsce parkingowe nie jest śmietnikiem.
canva.com
Na granicy cierpliwości
Ostatnio przyłapałam się na tym, że stoję przy oknie i patrzę, jak sąsiadka znów wynosi swoje śmieci. Zastanawiam się, czy powinnam wreszcie powiedzieć jej, co o tym myślę. Ale boję się, że to pogorszy nasze relacje. Nie wyobrażam sobie, co się stanie, jeśli Halina się obrazi i jeśli zacznie robić mi na złość.
Mój mąż mówi, że powinnam zwrócić jej uwagę, bo to moje prawo. Ale we mnie wciąż jest ten wewnętrzny głos, który każe mi odpuścić. Przecież to niby "tylko śmieci". Ale z drugiej strony – dlaczego ja mam ciągle udawać, że wszystko jest w porządku.
Nie wiem, co zrobię. Może w końcu odważę się porozmawiać z sąsiadką. A może znów schowam złość do kieszeni i przeniosę śmieci gdzieś indziej. Ale wiem jedno – codziennie uczę się, jak trudne mogą być sąsiedzkie relacje.
Chciałabym wierzyć, że mały konflikt o śmieci nie musi przerodzić się w coś większego. Że da się rozwiązać sprawę bez krzyków i obrażania się. Mam nadzieję, że po prostu Halina nawet nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo mnie to denerwuje. Czas pokaże.
Katarzyna