"'Zostań po godzinach... W końcu nie masz dzieci' – te słowa mojego szefa usłyszałam po raz pierwszy rok temu, ale wracają do mnie za każdym razem, gdy muszę siedzieć w biurze do późna. Dla niego moje życie poza pracą nie istnieje, bo nie mam rodziny, dla której muszę wrócić do domu. To niby oznacza, że mój czas, moje plany i moje zdrowie są mniej warte. Dla niektórych bycie bezdzietnym to automatyczny bilet do życia 'na zawołanie'".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
"Nie masz zobowiązań, więc zostaniesz"
Zaczęło się niewinnie – od kilku nadgodzin w tygodniu. Był sezon na projekty, wszyscy mieli pełne ręce roboty, więc pomyślałam: "OK, pomogę". Ale szybko zauważyłam, że w zespole to ja byłam najczęściej proszona o zostanie po godzinach. Bo przecież Karolina ma dwójkę dzieci, więc musi je odebrać z przedszkola. Krzysiek ma małego synka, więc wiadomo, że wieczorami nie może być dostępny. Ja "nic nie mam", więc mogę.
Gdy raz zapytałam szefa, dlaczego zawsze wybiera mnie, spojrzał na mnie jak na kosmitkę i powiedział:
No wiesz, nie masz dzieci, to chyba nie jest dla ciebie problem, co? Przecież wracasz do pustego mieszkania.
Wracam do pustego mieszkania? To chyba jakiś żart. Ale zamiast powiedzieć, co myślę, tylko uśmiechnęłam się nerwowo i zostałam w biurze do 22:00.
canva.com
"Może nie wiesz, co to znaczy być naprawdę zajętą"
Najbardziej frustrujące są komentarze współpracowników, którzy – nawet jeśli nie mówią tego wprost – dają mi do zrozumienia, że moje życie jest prostsze, bo nie mam dzieci.
Ale ci dobrze, możesz się wyspać w weekend
– rzuciła raz Karolina, kiedy ziewałam po całonocnej pracy nad prezentacją. Nie wiedziała, że pół nocy ślęczałam nad raportem, żeby wyrobić się na czas, bo wciąż miałam zaległości po nadgodzinach.
Najbardziej zabolało mnie jednak, kiedy kolega z zespołu powiedział:
Zobaczysz, jak sama będziesz mieć rodzinę. Wtedy zrozumiesz, co to znaczy prawdziwa odpowiedzialność.
Bo niby odpowiedzialność liczy się tylko wtedy, gdy masz dzieci, a moje plany, moje życie, moje pasje są mniej ważne, bo nie wiążą się z odwożeniem dziecka na zajęcia dodatkowe.
Czy bezdzietność to wyrok na bycie "zawsze dostępnym"
Nie mam dzieci. Ale mam swoje życie. Lubię chodzić na jogę, uwielbiam wieczory z książką, mam przyjaciół, z którymi spędzam czas. Mam prawo do swojego czasu wolnego – takiego, który nie jest podporządkowany pracy. Ale w oczach mojego szefa i wielu współpracowników to, że nie mam dzieci, oznacza, że jestem dostępna zawsze i wszędzie.
Ostatnio musiałam odwołać spotkanie z przyjaciółmi, bo szef w ostatniej chwili poprosił mnie o dokończenie raportu. Nie, przepraszam – nie poprosił, tylko założył, że to zrobię.
Przecież i tak miałaś wolny wieczór
– powiedział, a ja poczułam, jak coś we mnie pęka.
Canva.com
Granice muszą istnieć
W końcu zebrałam się na odwagę i powiedziałam szefowi, że nie mogę już tak dalej. Że moje życie poza pracą też jest ważne. Że to, że nie mam dzieci, nie oznacza, że mogę być traktowana jak pracownik na zawołanie. Spojrzał na mnie zdziwiony i powiedział:
No dobrze, ale wtedy ktoś inny będzie musiał to zrobić, a oni mają dzieci, więc wiesz.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Z jednej strony rozumiałam, że rodzice mają swoje obowiązki. Z drugiej – dlaczego moje życie miało być mniej ważne.
Nie wiem, czy coś się zmieni. Wiem jednak jedno: każdy ma prawo do swojego czasu i do szacunku. To, że nie mam dzieci, nie oznacza, że nie mam życia. Nie oznacza, że mogę być dostępna 24/7. Praca jest ważna, ale życie poza nią – jeszcze ważniejsze. I nikt nie ma prawa decydować, co jest mniej lub bardziej wartościowe w czyimś życiu.
Ewa