"Od kiedy związałam się z Tomaszem, wiedziałam, że razem z nim "dostanę w pakiecie" jego dziesięcioletnią córkę, Julię. Byłam gotowa na wyzwania, ale nie na to, że zostanę traktowana jak pomoc domowa – przez Julię i, co gorsza, przez własnego męża. Kiedy próbuję z nim o tym rozmawiać, zawsze słyszę to samo: "Może jesteś dla niej zbyt sztywna, dlatego się tak zachowuje". Podobno to ja jestem winna, że jego córka traktuje mnie jak służącą".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Przynieś - podaj - posprzątaj
Na początku Julia wydawała się zwyczajnym, miłym dzieckiem. Była nieco nieśmiała, co uważałam za naturalne – w końcu jej tata miał nową żonę, a dla niej to musiało być trudne. Chciałam, żeby czuła się komfortowo, więc robiłam wszystko, żeby zyskać jej sympatię. Zabierałam ją na zakupy, gotowałam jej ulubione potrawy, sprzątałam po niej, kiedy coś rozlała czy porozrzucała w salonie. Myślałam, że pokażę jej, że może mi zaufać.
Ale z czasem zaczęłam zauważać, że moje gesty nie są doceniane. Wręcz przeciwnie – Julia zaczęła traktować je jak coś, co jej się po prostu należy. "Przynieś mi sok" – mówiła tonem, który brzmiał bardziej jak rozkaz niż prośba. "Dlaczego jeszcze nie posprzątałaś w moim pokoju?" – pytała, kiedy widziała, że jestem zajęta czymś innym. Najgorsze jednak było to, że Tomasz nigdy nie zareagował. Zawsze siedział cicho, jakby to była moja rola – spełniać zachcianki jego córki.
canva.com
"To twoja wina, że ona tak się zachowuje"
Próbowałam rozmawiać o tym z Tomaszem. Powiedziałam mu, że nie czuję się szanowana, że Julia nie traktuje mnie jak członka rodziny, ale jak kogoś, kto jest "do obsługi". Usłyszałam:
Może powinnaś być bardziej wyrozumiała. Ona jest dzieckiem. Może czujesz się tak, bo jesteś dla niej zbyt sztywna.
Zamarłam. On naprawdę uważał, że to moja wina. Że to ja powinnam się zmienić, a nie Julia. Rozumiem, że bycie wyrozumiałą oznaczało, że mam pozwalać jej na wszystko.
"Nie jesteś moją mamą"
Najtrudniejszy moment przyszedł, gdy któregoś dnia poprosiłam Julię, żeby pozmywała po obiedzie. To był prosty, niewielki obowiązek, coś, co każde dziecko w jej wieku powinno robić. Ale Julia spojrzała na mnie z wyższością i powiedziała:
Nie jesteś moją mamą, więc nie będziesz mi mówić, co mam robić.
Te słowa zabolały mnie bardziej, niż chciałam przyznać. Wiedziałam, że nie jestem jej mamą. Nigdy nie próbowałam jej zastąpić. Ale to nie oznacza, że nie zasługiwałam na szacunek. Gdy opowiedziałam o tym Tomaszowi, wzruszył ramionami i powiedział:
Daj jej czas, ona cię nie odrzuca, tylko się broni.
Broni przed czym: przed tym, że staram się, by nasza relacja była normalna.
Canva
Każda relacja ma swoje granice
Coraz częściej zastanawiam się, czy to ja robię coś źle. Czy powinnam przymykać oko na jej zachowanie? Czy powinnam być jeszcze bardziej wyrozumiała? Ale gdzie jest granica? Czy mam pozwalać jej na wszystko, tylko dlatego, że jest dzieckiem?
Tomasz mówi, że to tylko "okres przejściowy", że muszę być cierpliwa. Czuję się w tym wszystkim osamotniona. Kocham Tomasza, ale jego brak wsparcia sprawia, że zaczynam się zastanawiać, czy on w ogóle rozumie, co dla mnie oznacza ta sytuacja.
Nie wiem, jak to się skończy. Wiem jedno: każda relacja, nawet z dzieckiem, potrzebuje granic. Nie da się budować rodziny, jeśli jedna strona zawsze czuje się winna, a druga – bezkarna. Chciałabym, żeby Tomasz to zrozumiał, zanim nasze małżeństwo zacznie się rozpadać pod ciężarem jego obojętności.
Magda