"Całe życie byłam 'tą miłą'. Zawsze zgadzałam się na wszystko, pomagałam innym, nawet kosztem własnych potrzeb. Dopiero niedawno uświadomiłam sobie, że grzeczność często oznacza rezygnację z siebie. Zaczęłam mówić 'nie' i stawiać granice. Efekt? Znajomi i bliscy zaczęli się odsuwać, jakbym nagle zrobiła coś niewybaczalnego. Moja asertywność tak ich boli".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
"Ona zawsze zgadzała się na wszystko"
Od dziecka słyszałam, że bycie miłą i pomocną to zaleta. Gdy w szkole koleżanka potrzebowała notatek – dawałam jej je, nawet jeśli sama nie zdążyłam ich przepisać. Kiedy sąsiadka poprosiła, żebym zajęła się jej psem przez weekend, zgodziłam się, choć miałam plany. W dorosłym życiu było podobnie. Znajomi wiedzieli, że mogą na mnie liczyć – w każdej chwili, na każdy telefon.
Nie zliczę, ile razy zrezygnowałam z własnych potrzeb, by spełnić oczekiwania innych. Impreza, na którą nie miałam ochoty - "Jasne, pójdę". Pomoc przy przeprowadzce, choć sama nie miałam czasu na ogarnięcie swojego mieszkania - "Oczywiście, pomogę". Nie zdawałam sobie sprawy, że to, co inni nazywali "życzliwością", było tak naprawdę moim brakiem umiejętności powiedzenia "nie".
canva.com
Coś we mnie pękło
Przełomowy moment przyszedł kilka miesięcy temu. Moja znajoma, Beata, poprosiła, żebym pomogła jej przygotować przyjęcie urodzinowe dla jej męża. To był piątek, a ja po całym tygodniu pracy byłam wykończona. Chciałam odpocząć, ale z rozpędu już miałam powiedzieć "tak". I wtedy coś we mnie pękło.
Nie mogę, potrzebuję tego wieczoru dla siebie
– powiedziałam po raz pierwszy. Cisza w słuchawce była dłuższa niż zwykle, a jej odpowiedź mnie zaskoczyła:
No wiesz, zawsze byłaś taka pomocna. Co się z tobą dzieje?
Wtedy dotarło do mnie, że ludzie przyzwyczaili się do "starej mnie" – tej, która zgadza się na wszystko, bez względu na swoje potrzeby. To nie było fair. Nie tylko wobec mnie, ale też wobec nich – bo pozwoliłam im wierzyć, że mogę wszystko, zawsze, wszędzie. Ale dlaczego moja zmiana była dla nich aż tak trudna do zaakceptowania?
Stawianie granic to nie egoizm
Zaczęłam stopniowo mówić "nie" i bronić swojego czasu. Na początku było mi trudno, bo wciąż miałam wyrzuty sumienia. Ale za każdym razem, gdy udało mi się odmówić, czułam się lepiej. Powoli odzyskiwałam kontrolę nad swoim życiem.
Reakcje znajomych były jednak różne. Niektórzy zaakceptowali moją zmianę i nawet mnie wspierali.
Dobrze, że w końcu dbasz o siebie
– powiedziała moja koleżanka Iwona, która zawsze rozumiała, że życie to nie tylko spełnianie oczekiwań innych. Ale byli też tacy, którzy nie mogli pogodzić się z moją nową asertywnością.
Zmieniłaś się. Kiedyś byłaś bardziej… otwarta
– usłyszałam od Marka, z którym przyjaźniłam się od lat. Czy naprawdę przestałam być "otwarta", czy po prostu zaczęłam żyć po swojemu...
canva.com
Moja asertywność, moja sprawa
Zaczęłam analizować, dlaczego moja zmiana tak drażni niektóre osoby. I doszłam do prostego wniosku: ludzie nie lubią, gdy ktoś przestaje być tym, kim zawsze był w ich oczach. Jeśli przez lata zgadzałam się na wszystko, teraz moja odmowa jest dla nich jak cios. Może myślą, że ich już nie lubię? A może czują, że tracą wygodną sytuację, w której mogli na mnie zawsze liczyć?
Zrozumiałam też, że niektórzy traktowali moją "grzeczność" jako coś, co im się po prostu należy. Kiedy to się skończyło, zaczęli odbierać moje zachowanie jako atak – choć tak naprawdę stawianie granic nigdy nie było wymierzone przeciwko nim. To była moja decyzja, by dbać o siebie.
Dziś wiem, że bycie „grzeczną dziewczynką” wcale nie jest zaletą, jeśli oznacza rezygnację z siebie. Nie żałuję, że zaczęłam stawiać granice – wręcz przeciwnie, czuję się silniejsza i bardziej szczęśliwa. I choć niektórzy znajomi się ode mnie odsunęli, to ci, którzy zostali, są prawdziwi.
Stawianie granic to nie egoizm. To szacunek do samej siebie. Jeśli ktoś tego nie rozumie, to jego problem – nie mój. Bo asertywność to nie atak na innych, tylko troska o własne potrzeby i zdrowie. I każdy ma prawo o siebie dbać.
Sabina