"Po 15 latach małżeństwa mąż wymyślił sobie, że będzie chodzić z kumplami na dyskoteki. Głupio mi było zabronić mu tej rozrywki, nie chciałam wyjść na zazdrosną. Ale 5 razy ich śledziłam, i już wszystko wiem".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Taki staż małżeński, a mężowi na dyskoteki się zachciało chodzić
Od piętnastu lat jestem żoną. Nasze życie małżeńskie, choć pełne codziennych wyzwań, zawsze opierało się na zaufaniu. Ostatnio jednak pewne wydarzenia wytrąciły mnie z równowagi.
Mój mąż, który przez większość naszego wspólnego życia był domatorem, nagle zaczął wychodzić wieczorami z kolegami na dyskoteki. Na początku ta zmiana mnie zaskoczyła, ale nie chciałam od razu reagować zbyt impulsywnie. Zawsze uważałam, że w związku kluczowe jest dawanie sobie przestrzeni i unikanie przesadnego kontrolowania drugiej osoby. Ale i tak w naszej relacji to ja częściej byłam oskarżana o zazdrość, co skutkowało nieraz kłótniami. Nie chciałam więc dawać mu powodów, by uznał, że znów się czepiam czy próbuję go ograniczać.
Mimo to niepokój nie dawał mi spokoju. W końcu – choć wstydzę się to przyznać – postanowiłam sprawdzić, co naprawdę dzieje się na tych wieczornych wyjściach. Dla pewności śledziłam go pięć razy. Wiem, jak to brzmi, i sama siebie krytykuję za ten krok, ale nie potrafiłam inaczej. Może to irracjonalne, ale czułam, że muszę mieć pewność, że nasza relacja jest bezpieczna.
Canva
Zaskoczyło mnie to, co zaobserwowałam na tych dyskotekach
Ku mojemu zdziwieniu (i pewnej uldze), okazało się, że mój mąż naprawdę nie ma nic do ukrycia. Spędza czas z kolegami przy stoliku, rozmawiają, śmieją się, czasem idą potańczyć. Co więcej, chociaż od czasu do czasu zaprasza do tańca jakąś kobietę, nic więcej się nie dzieje. Nigdy nie widziałam, żeby zapraszał którąś do stolika, flirtował czy zachowywał się w sposób, który mógłby mnie niepokoić.
Pomimo tego, że moje śledztwo nie wykazało niczego złego, nadal czuję się rozdarta. Z jednej strony widzę, że mąż jest lojalny, a jego zachowanie wydaje się niewinne. Z drugiej jednak strony, samo zapraszanie innych kobiet do tańca budzi we mnie pewien dyskomfort. Może to staromodny pogląd, ale w małżeństwie raczej powinno być tak, że partnerzy tańczą tylko ze sobą. Zaczynam się zastanawiać, czy moje mieszane uczucia wynikają z braku zaufania, czy może ze zranionej dumy.
Trudno mi też ocenić, na ile to całe „śledztwo” było etyczne z mojej strony. Wiem, że w idealnym świecie powinnam była porozmawiać z mężem o swoich obawach, zamiast kryć się w cieniu i obserwować go z ukrycia. Ale nie chciałam, żeby wyszło, że znowu jestem o niego zazdrosna.
Może zbyt dramatyzuję, może to zwykłe małżeńskie problemy, z którymi mierzy się większość par, ale no nie wiem, co mam robić i nie podoba mi się ta cała sytuacja.
Karina