"Wierzę w znaki i przeczucia, które ostrzegają nas przed złymi decyzjami. Na długo przed moim ślubem z Filipem zaczęły się dziać dziwne, niepokojące rzeczy, które wprawiały mnie w coraz większy niepokój. Mimo to wszyscy kazali mi ignorować te sygnały i 'nie wymyśla'. Ale sen, który miałam w noc przed ślubem, przesądził wszystko. W ostatniej chwili zrezygnowałam, a teraz wszyscy, łącznie z moją rodziną, uważają mnie za wariatkę".
Publikujemy list naszego czytelnika. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu
Znaki ostrzegały mnie już na długo przed ślubem
Na początku wszystko wyglądało jak z bajki. Miałam piękne plany, wymarzoną suknię i ukochanego Filipa, z którym chciałam spędzić resztę życia. Ale kilka miesięcy przed ślubem zaczęły dziać się dziwne rzeczy, które sprawiały, że czułam się coraz bardziej nieswojo.
Pierwszy sygnał pojawił się, gdy spłonął nasz wymarzony dom weselny. To miejsce wybrałam jeszcze zanim poznałam Filipa – wiedziałam, że tam chcę kiedyś świętować swój wielki dzień. Gdy właścicielka zadzwoniła, że budynek uległ zniszczeniu, miałam łzy w oczach. Ale Filip mnie uspokajał: "Znajdziemy coś innego". I faktycznie, udało się – znalazłam nowe miejsce. Ale zaraz potem usłyszałam historię pary, która miała tam wesele przede mną. Narzeczony zostawił pannę młodą tuż przed ślubem i wyjechał za granicę.
"To tylko przypadek" – powtarzałam sobie, ale to nie był koniec. Kilka tygodni później moja krawcowa, pani Basia, która szyła moją wymarzoną suknię, nagle zmarła. Jej zakład zamknięto, a ja musiałam w pośpiechu szukać kogoś, kto dokończy moje zamówienie. Czułam, jakby coś próbowało mi powiedzieć: "Nie rób tego".
canva.com
Narzeczony wyśmiał moje obawy
Z każdym kolejnym dniem czułam coraz większy niepokój. Chciałam porozmawiać z Filipem, zasugerowałam nawet, że może warto przełożyć datę ślubu. Ale on tylko się śmiał:
Nie bądź zabobonna, Oliwia. Te wszystkie rzeczy to przypadki, nie wymyślaj sobie.
Próbowałam więc zepchnąć te myśli na dalszy plan. Ale tydzień przed ślubem zdarzyło się coś, co całkowicie mnie zbiło z tropu. Bartek, świadek Filipa i jego najlepszy przyjaciel, miał poważny wypadek samochodowy. Na szczęście przeżył, ale trafił do szpitala i nie mógł pojawić się na naszym ślubie. Musieliśmy w ostatniej chwili szukać nowego świadka, a ja z każdym dniem czułam coraz większy ciężar na sercu.
Sen, który zmienił wszystko
W noc przed ślubem długo nie mogłam zasnąć. Kiedy w końcu się udało, miałam koszmar, który sprawił, że obudziłam się z krzykiem. Śniło mi się, że stoję przed ołtarzem w mojej białej sukni. Filip uśmiechał się do mnie, ale nagle jego twarz zaczęła się zmieniać – stał się zimny, złowieszczy. Spojrzałam w dół i zobaczyłam, że moja suknia zaczyna robić się czerwona, jakby była przesiąknięta krwią.
To było tak realistyczne, że przez dłuższą chwilę nie mogłam się uspokoić. Rano czułam się, jakby coś próbowało mnie ostrzec. Ale wszyscy wokół mnie byli w euforii – fryzjerka, makijażystka, moja mama. „To stres przedślubny” – powtarzali. Ale ja wiedziałam, że to coś więcej.
Kiedy nadszedł moment, by wsiąść do samochodu i jechać do kościoła, zrozumiałam, że nie mogę. Powiedziałam Filipowi, że nie jestem w stanie tego zrobić. Że te wszystkie znaki, które ignorowałam, nie były przypadkiem.
canva.com
Patrzył na mnie, jakbym postradała zmysły. "To jakiś żart, prawda?" – zapytał. Ale to nie był żart. Wsiadłam do samochodu i odjechałam, zostawiając za sobą wszystko – gości, kościół, białą suknię.
"Ślubu nie będzie"
Od tamtego dnia minęły dwa tygodnie. Filip się wyprowadził i powiedział, że nie chce mnie więcej widzieć. Moi rodzice są na mnie wściekli – tata nawet powiedział, że przyniosłam wstyd całej rodzinie. Znajomi przestali się odzywać, jakby bali się, że moje "szaleństwo" może być zaraźliwe.
A ja - czuję ulgę, choć jest mi smutno. Wiem, że zrobiłam to, co musiałam. Gdybym poszła wtedy do kościoła, czułabym, że zdradziłam samą siebie. Zrobiłam to, co czułam, że jest słuszne.
Oliwia