"Zawsze czułam, że teściowa trzyma mnie na dystans, ale nie spodziewałam się, że żywi do mnie aż taką nienawiść. Po śmierci mojego męża nasz kontakt się urwał, co tłumaczyłam sobie jej bólem. Jednak spotkanie na cmentarzu pokazało mi, że tak naprawdę nigdy mnie nie akceptowała, a to, co powiedziała, było jak cios prosto w serce".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Zawsze była chłodna, ale myślałam, że to po prostu jej natura
Kiedy zaczęłam spotykać się z Bartkiem, wiedziałam, że jego matka, pani Danuta, jest specyficzną osobą. Była bardzo zdystansowana, formalna, jakby zawsze starała się trzymać mnie na odległość. Nigdy nie usłyszałam od niej żadnego miłego słowa, ale też nie robiła otwartych przytyków – po prostu była zimna.
Myślałam, że to po prostu jej styl bycia i że z czasem się do mnie przekona. Nawet po ślubie starałam się budować z nią dobre relacje, odwiedzać ją, zapraszać na wspólne spotkania. Jednak nigdy nie chciała spędzać ze mną czasu sam na sam – zawsze wszystko odbywało się w towarzystwie Bartka, jakby to on był jej jedynym celem spotkań.
Przez lata tłumaczyłam sobie, że nie każda teściowa musi traktować synową jak córkę. Liczyło się dla mnie to, że z Bartkiem byliśmy szczęśliwi. Wszystko zmieniło się dwa lata temu, gdy Bartek zginął w wypadku samochodowym.
canva.com
Po jego śmierci nasz kontakt się urwał
To był najgorszy moment mojego życia. Straciłam nie tylko męża, ale też część siebie. Każda wizyta na cmentarzu była dla mnie bolesnym przypomnieniem tego, co straciłam, ale mimo to regularnie odwiedzałam jego grób. Dbałam o niego, przynosiłam świeże kwiaty, czasem świece, czasem małe dekoracje.
Pani Danuta przestała się do mnie odzywać. Myślałam, że to dlatego, że widok mnie przypomina jej o Bartku. Nawet rozumiałam to, bo przecież każdy radzi sobie z żałobą na swój sposób. Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że za jej milczeniem kryje się coś innego.
Kilka razy zauważyłam, że kwiaty, które przyniosłam, znikają. Myślałam, że może ktoś je ukradł, co niestety zdarza się na cmentarzach. Ale prawda okazała się zupełnie inna.
Zobaczyłam ją na gorącym uczynku
W drugą rocznicę śmierci Bartka poszłam na cmentarz wcześniej niż zwykle. Z daleka zobaczyłam, że przy grobie ktoś jest. Gdy podeszłam bliżej, okazało się, że to pani Danuta. Poczułam ulgę – pomyślałam, że w końcu będziemy miały okazję porozmawiać i może uda się jakoś odnowić kontakt.
Ale to, co zobaczyłam, wbiło mnie w ziemię. Pani Danuta niszczyła kwiaty, które przyniosłam kilka dni wcześniej. Łamała łodygi, zrywała płatki i rzucała je na ziemię. Stanęłam jak wryta. Zapytałam: "Pani Danuto, co pani robi?!".
Spojrzała na mnie i z początku wydawała się zaskoczona, ale zaraz potem wybuchła. Zaczęła krzyczeć, że nigdy mnie nie akceptowała jako żony swojego syna. Powiedziała, że
Bartek zasługiwał na kogoś lepszego
i że od początku miała na oku inną kandydatkę – córkę swojej koleżanki.
canva.com
"Nie zasługiwałaś na mojego syna"
Jej słowa były jak nóż w serce. Przez całe lata udawała, że wszystko jest w porządku, a teraz – na grobie jej własnego syna – wylała na mnie całą swoją nienawiść. Powiedziała, że nie byłam "dość dobra" dla Bartka i że nigdy nie zaakceptowała naszego małżeństwa.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Stałam tam, czując jak łzy napływają mi do oczu. Pani Danuta rzuciła jeszcze kilka przykrych uwag, po czym odwróciła się i odeszła, zostawiając mnie w totalnym szoku.
Co powiedziałby Bartek
Od tamtego dnia nie mogę przestać o tym myśleć. Czy Bartek wiedział, że jego matka mnie nie akceptowała? Czy wiedział, że miała dla niego inną "idealną" kandydatkę? Czy w ogóle rozmawiał z nią o tym, jak traktowała mnie przez wszystkie te lata?
Każda wizyta na cmentarzu jest teraz dla mnie trudna. Zamiast skupić się na wspomnieniach o Bartku, myślę o tym, co usłyszałam od jego matki: jak mogła robić coś takiego; jak mogła niszczyć kwiaty, które przynosiłam z miłością i bólem.
Milena