"Max jest moim najlepszym przyjacielem i towarzyszem życia od dziesięciu lat. Nigdy nie przypuszczałem, że będę musiał walczyć o jego miejsce w domu – zwłaszcza z teściową, która od miesięcy próbuje pozbyć się go z naszego życia. Najgorsze? Żona milczy i zostawia mnie z tym samego".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Wszystko było dobrze, aż pojawił się "zapach psa"
Z Iwoną mieszkamy z jej rodzicami od pół roku. To rozwiązanie miało być tymczasowe – oszczędzamy na własne mieszkanie i chcieliśmy przez jakiś czas podreperować budżet. Na początku dogadywaliśmy się całkiem nieźle. Owszem, wiadomo, że wspólne życie z teściami ma swoje wyzwania, ale nic nie zapowiadało takiego dramatu.
Problemy zaczęły się, kiedy moja teściowa, Grażyna, zaczęła zwracać uwagę na Maxa – mojego dziesięcioletniego golden retrievera. Max to mój wierny towarzysz i członek rodziny. Był ze mną w najlepszych i najgorszych chwilach, a teraz, kiedy jest starszy, potrzebuje szczególnej troski. Niestety, to właśnie Max stał się głównym tematem przytyków teściowej.
Najpierw były drobne komentarze, rzucone niby żartem:
No wiesz, taki duży pies to powinien biegać po podwórku, a nie spać na kanapie.
Potem przeszła do bardziej dosadnych tekstów:
Czuć go w całym domu. Śmierdzi starością. Może lepiej byłoby, gdyby spał w budzie?
"To przecież tylko pies"
Max nie jest "tylko psem". To istota, która była ze mną przez ponad dekadę, kiedy jeszcze nie znałem Iwony, kiedy zmagałem się z problemami w pracy, a nawet kiedy odszedł mój ojciec. Dlatego każde słowo Grażyny boli mnie jak nóż wbity w serce. Ona doskonale wie, jak bardzo jestem przywiązany do Maxa, a mimo to jej komentarze stają się coraz bardziej złośliwe.
Najgorsze, że próbuję robić wszystko, żeby załagodzić sytuację. Max jest zadbany, regularnie odwiedzamy weterynarza, używam specjalnych szamponów i zapachów neutralizujących. Codziennie sprzątam po nim, a mimo to teściowa wciąż narzeka.
Znowu pies wlókł się po dywanie, czuć go w całym salonie
– powiedziała ostatnio, kiedy wróciłem z pracy.
Naprawdę, nie wiem, co mam jeszcze zrobić. Mam wyrzucić Maxa na dwór? Nie ma mowy!
Gdzie jest moja żona, gdy jej potrzebuję
W tej całej sytuacji najbardziej boli mnie postawa Iwony. Ona też lubi Maxa, często się z nim bawiła i mówiła, że nie wyobraża sobie domu bez niego. Ale teraz, gdy jej matka rzuca przytyki i próbuje wymusić na mnie, żebym "przeniósł psa na podwórko", Iwona milczy.
Próbowałem z nią rozmawiać, ale zawsze kończy się na tym samym:
Nie przejmuj się, mama czasem przesadza
albo
Zachowujmy się jak dorośli i unikajmy konfliktów.
Łatwo mówić, kiedy konflikt nie dotyczy jej ukochanego psa...
W pewnym momencie zapytałem ją wprost:
Czy naprawdę zamierzasz nic z tym nie zrobić? Przecież Max to też część naszej rodziny!
Iwona spuściła wzrok i odpowiedziała: „To tylko na chwilę, jak się wyprowadzimy, wszystko się uspokoi”. Ale ja nie mogę czekać miesiącami, aż znajdziemy mieszkanie. To, co się dzieje teraz, jest nie do zniesienia.
Nie wiem, ile jeszcze wytrzymam w tej sytuacji. Każdego dnia czuję coraz większy stres i żal. Max jest dla mnie ważniejszy niż cokolwiek innego, a myśl, że mógłbym go zostawić na dworze, łamie mi serce. On jest stary, potrzebuje ciepła i opieki, a nie życia w budzie tylko dlatego, że mojej teściowej przeszkadza jego zapach.
Adam