"Patrzę jak mój syn, Kamil, traci radość życia i aż mi się coś w środku przewraca. Jego pierwsza żona była tragedią, ale obecna to już prawdziwa katastrofa: dom urządziła jak muzeum jakiegoś szalonego artysty, a on biedny nie ma nic do powiedzenia. Jak to możliwe, że tak zaradny chłopak trafił na kobiety, które tylko niszczą jego życie?"
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Pierwsza żona go wyniszczyła
Kamil zawsze był moją dumą – mądry, zaradny, z dobrym sercem. Ale jak przyszło co do czego, to w miłości szczęście omijało go szerokim łukiem. Jego pierwsza żona, Justyna, zupełnie nie pasowała do niego. Niby miła, niby uśmiechnięta, ale w rzeczywistości... leniwa i absolutnie nieogarnięta. Ani sprzątać, ani gotować – nic! A Kamil? Harował jak wół, a jeszcze sam po sobie musiał talerze zmywać, bo jej się "nie chciało".
Był taki zakochany, że nie widział, jak bardzo go to wszystko niszczy. A ja patrzyłam, jak mój syn z dnia na dzień staje się coraz bardziej zmęczony, smutny, aż w końcu całkowicie stracił energię do życia. Byłam bliska załamania. Wiedziałam, że jeśli nie zareaguję, to to małżeństwo go wykończy.
Wzięłam sprawy w swoje ręce. Poszłam do Justyny i powiedziałam jej wprost:
Albo zmieniasz swoje podejście, albo lepiej dla was obojga będzie się rozstać.
No i w końcu doszło do rozwodu. Kamień spadł mi z serca, bo Kamil zasługiwał na coś lepszego. Ale los miał dla niego zupełnie inne plany.
canva.com
Druga żona to jeszcze gorszy koszmar
Kiedy poznał Anię, myślałam, że to będzie jego nowy początek. Z początku zrobiła na mnie dobre wrażenie – zaradna, przedsiębiorcza, zawsze uśmiechnięta. Prowadziła własną firmę i wydawało się, że ma głowę na karku. Tylko że za tą fasadą skrywała coś, co z czasem zaczęło wychodzić na jaw – despotyczny charakter i kompletny brak empatii.
Ania to typ kobiety, która wszystko musi mieć po swojemu. Kamil, zamiast partnera, stał się dla niej dodatkiem. Ona decyduje o wszystkim – o tym, co jedzą, gdzie jadą na wakacje, a teraz nawet o tym, jak urządzą swoje mieszkanie. Kamil, jak to Kamil, nie umie się postawić. I tak oto znowu patrzę, jak mój syn zmierza ku przepaści.
Mieszkanie, które wygląda jak bunkier
Ostatnia kropla goryczy? Ich mieszkanie po remoncie. Gdy weszłam do środka, zamurowało mnie. Ale nie z zachwytu, tylko z czystego przerażenia. Ciemne ściany, jakieś dziwne, gołe cegły, industrialne lampy zwisające z sufitu jak w jakiejś fabryce. Na podłodze zimne kafle – ZERO dywanów, ZERO przytulności. No i te meble... Aż mnie zemdliło, jak zobaczyłam kanapę, która wygląda, jakby ktoś ją wyciągnął ze śmietnika.
Sama bym to lepiej urządziła i to bez żadnej projektantki wnętrz, którą Ania oczywiście zatrudniła za krocie. Dlaczego? Bo "sama nie miała czasu" – co za wymówka. Zamiast stworzyć ciepły, rodzinny dom, zrobiła z tego mieszkania jakąś galerię sztuki współczesnej. A Kamil oczywiście nic nie mówi. Zgodził się na wszystko, bo pewnie nie chciał jej robić przykrości.
Jak patrzę na to wszystko, aż mnie coś ściska w środku. Ten chłopak zasługuje na ciepło, miłość, normalność – a nie na takie zimne, odczłowieczone życie. Nie mogę pozwolić, żeby tak to się skończyło. Wiem, że Kamil sam nie zrobi nic, ale ja muszę działać.
Zacznę od delikatnych sugestii. Może podpowiem, że takie ciemne wnętrza wpływają źle na samopoczucie. Może podrzucę mu kilka inspiracji na bardziej przytulne zmiany. A jeśli to nie pomoże, to kto wie: może czas, żeby Kamil zrozumiał, że jego szczęście jest ważniejsze niż ta chora gra pozorów, którą Ania najwyraźniej prowadzi.
Jedno jest pewne – na pewno nie będę siedzieć z założonymi rękami, bo jeśli ja mu nie pomogę, to kto.
Barbara