"Moja teściowa odeszła dwa tygodnie przed naszą dziesiątą rocznicą ślubu. Była wspaniałą, ciepłą kobietą, ale jej choroba od miesięcy zapowiadała najgorsze, więc - o ile było to w ogóle możliwe - byliśmy przygotowani. Rodzina naciskała, żebyśmy przełożyli przyjęcie, ale ja z mężem postanowiliśmy świętować – nie tylko dla siebie, ale i dla niej. W końcu to ona zawsze mówiła, żeby cieszyć się życiem, póki trwa. Rodzina była oburzona, ale ja wiem, że to była właściwa decyzja".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Pożegnanie teściowej a nasza rocznica
Mama mojego męża, Irena, była niesamowicie ciepłą, otwartą osobą, która uwielbiała życie towarzyskie. Zawsze mówiła, że trzeba celebrować każdą chwilę, bo "życie jest za krótkie na smutki". Niestety, od dłuższego czasu walczyła z poważną chorobą, a lekarze nie dawali nadziei na poprawę. Byliśmy więc mentalnie przygotowani na najgorsze, ale nikt nie przypuszczał, że odejdzie tuż przed naszą dziesiątą rocznicą ślubu.
Z mężem planowaliśmy to przyjęcie od dawna. Chcieliśmy zorganizować coś wyjątkowego, z wynajętą salą, cateringiem i muzyką na żywo. Wszystko było dopięte na ostatni guzik, zaliczki zapłacone, ludzie zaproszeni - miała to być też impreza dla mamy. A potem zmarła Irena. Rodzina od razu zasugerowała, żebyśmy przyjęcie odwołali albo przynajmniej przełożyli. Ale ja wiedziałam, że teściowa nie chciałaby, żebyśmy zrezygnowali z tej okazji. To byłoby dla niej wręcz nie do pomyślenia. Ona tak lubiła radość i zabawę...
Trudna decyzja: żałoba czy świętowanie
Oczywiście, nie była to łatwa decyzja. Z jednej strony mieliśmy żałobę po ukochanej mamie mojego męża, a z drugiej – naszą rocznicę, na którą czekaliśmy od dawna. Przełożenie przyjęcia oznaczałoby utratę sporej sumy pieniędzy, a do tego całą organizację od nowa. Próbowałam spojrzeć na to chłodno i zapytałam męża, co czuje. Oboje zgodziliśmy się, że mama chciałaby, żebyśmy świętowali. Wierzę, że sama powiedziałaby: "Idźcie i bawcie się!".
Najważniejsze było dla nas zdanie taty mojego męża – to on przeżywał stratę najbardziej. Kiedy zgodził się, żebyśmy nie odwoływali imprezy, poczuliśmy ulgę. Edek powiedział, że mama na pewno chciałaby, żebyśmy cieszyli się tym dniem i nie zamykali się w smutku. To była dla nas zielona światło, by działać zgodnie z planem.
Przyjęcie mimo wszystko – z myślą o teściowej
Dzień przyjęcia był dziwny. Wszyscy odczuwaliśmy mieszankę emocji – od żalu po radość. Z jednej strony tęsknota za teściową, z drugiej świadomość, że życie toczy się dalej i że mamy prawo cieszyć się naszym małżeństwem. Goście zaczęli przybywać, a w powietrzu czuć było napięcie – zwłaszcza od niektórych członków rodziny, którzy wyraźnie nie byli zadowoleni z naszej decyzji. Niektórzy nawet odmówili przyjścia, twierdząc, że "nie wypada" organizować zabawy w czasie żałoby.
Ale my wiedzieliśmy, że robimy to także dla niej. Irena kochała życie, kochała świętować, więc postanowiliśmy uczcić jej pamięć w wyjątkowy sposób. O północy, kiedy przyszedł czas na tort, na sali rozbrzmiała jej ulubiona piosenka, a na ekranie wyświetliliśmy zdjęcia, które pokazywały ją w pełni życia – uśmiechniętą, szczęśliwą, pełną energii. To był moment wzruszenia dla wszystkich, który przypomniał, dlaczego zdecydowaliśmy się nie odwoływać tej imprezy.
Rodzina była oburzona, ale nie żałujemy
Oczywiście, nie obyło się bez oburzenia i szeptów za plecami. Kilka osób dało nam do zrozumienia, że według nich nasze postępowanie było "niewłaściwe" i "egoistyczne". Część rodziny wciąż uważa, że to była zła decyzja, że powinniśmy byli zrezygnować. Ale szczerze mówiąc, nie przejmuję się ich opinią. Każdy ma prawo przeżywać żałobę na swój sposób, a my zdecydowaliśmy się zrobić to w zgodzie z wartościami, które Irena nam wpajała – żeby cieszyć się każdą chwilą i nie pozwalać smutkowi przejąć kontroli nad życiem.
Dzięki tej imprezie poczułam, że zrobiliśmy coś, co byłoby dla niej ważne. Świętowaliśmy naszą miłość, ale także pamięć o niej. Ludzie mogą to krytykować, mogą nas oceniać, ale wiem, że ona była z nami tego dnia, uśmiechnięta i dumna, że nie poddaliśmy się smutkowi.
Renia