"Zgodziłem się, żeby Monika nie pracowała. Sam chciałem, żeby mogła odpocząć, żeby nie musiała się martwić o pieniądze. Ale wiecie, co mnie zaczyna dobijać: wracam po całym dniu, zmęczony jak pies, a ona ma na wszystko wymówkę. Teraz już nawet nie może zmywać ani gotować, bo... zrobiła sobie paznokcie. I to jakie – długie jak szpony, warte tyle, co porządna kolacja. A ja zostaję z kebabem i stertą brudnych talerzy".
Publikujemy list naszego czytelnika. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Pracuję, żeby jej było dobrze, a ona nawet obiadu nie zrobi
Nie zrozumcie mnie źle – Monika to naprawdę piękna kobieta. Ilekroć pojawiamy się razem na imprezach firmowych, wszyscy się oglądają. Koleżanki z pracy patrzą na nią z zazdrością, a koledzy stukają mnie w ramię: "Ale ty masz szczęście!". No pewnie, że mam – ona wygląda, jakby zeszła prosto z okładki kolorowego czasopisma. Problem w tym, że pod tym idealnym wyglądem kryje się trochę hmmm lenistwa.
Kiedy pobraliśmy się, oboje doszliśmy do wniosku, że skoro dobrze zarabiam, Monika nie musi pracować. Niech się zajmie tym, co lubi, rozwija swoje pasje. Brzmi idealnie, prawda... Tylko że teraz widzę, że ona traktuje nasz dom bardziej jak hotel. Sprzątanie, gotowanie, nawet najprostsze obowiązki – wszystko spada na mnie. Bo Monika zawsze znajdzie jakąś wymówkę.
Typowy wieczór w naszym domu wygląda mniej więcej tak: wracam z pracy, zaglądam do kuchni, a tam – pustka. Otwieram lodówkę, a tam nic do jedzenia. Więc pytam Monikę, co na obiad, a ona tylko wzrusza ramionami i mówi:
Kochanie, zamów coś na wynos. Jestem na diecie, więc nie ma sensu gotować.
Jestem na skraju wytrzymałości, ile można jeść pizzy i kebabów, a co z domowym obiadem, ciepłym posiłkiem, zapachem gotowania. Mam wrażenie, że jestem w jakiejś dziwnej sytuacji – pracuję, żeby było nam lepiej, a Monika coraz bardziej oddala się od rzeczywistości.
Pazury jak szpony – nie ruszy się, żeby ich nie zniszczyć
Kilka dni temu wróciłem z delegacji. Napisałem wcześniej Monice SMS-a, że będę wieczorem. W głębi serca miałem nadzieję, że tym razem zrobi coś specjalnego. Może ugotuje kolację, może posprząta. Wiecie, takie rzeczy, o których się czyta w książkach o idealnych żonach. Ale co zastaję po powrocie: pusty dom, cisza, Moniki nie ma.
Pojawia się dopiero późnym wieczorem, w pełnym makijażu, w tych swoich "nowych pazurkach" – długich, kolorowych, błyszczących jak na karnawale w Rio. Pytam, czy coś zrobiła do jedzenia, a ona patrzy na mnie z uśmiechem i mówi, że nie miała czasu.
Paznokcie robione były trzy godziny!
– mówi z dumą.
Patrzę na te pazury i czuję, że coś we mnie pęka. Okej, niech sobie robi, co chce, ale serio: czy to znaczy, że od teraz nic już nie zrobi, żeby ich przypadkiem nie uszkodzić.
I oczywiście moje obawy się potwierdziły. Następnego dnia pytam, czy może pozmywa te brudne talerze, które leżą od wczoraj na stole. Monika patrzy na mnie z miną jak z reklamy kosmetyków i mówi:
Kochanie, zmyj proszę, bo paznokcie kosztowały majątek. Nie mogę ich zniszczyć!
Nie wiem, co ja mam zrobić... Mam wrażenie, że mieszkam z księżniczką, dla której liczy się tylko wygląd, a reszta to nie jej sprawa. Wkurza mnie to, bo zawsze myślałem, że partnerstwo to coś więcej. A teraz jestem jej sponsorem, kucharzem i sprzątaczem w jednym.
Odcinam jej kartę i zobaczymy, jak sobie poradzi
Miałem już kilka poważnych rozmów z Moniką. Tłumaczyłem jej, że nie wymagam od niej, żeby codziennie robiła trzydaniowy obiad. Wystarczyłoby, żeby czasem zrobiła coś prostego, zadbała o dom. Odpowiedzi - zawsze ta sama śpiewka: "Byłam u kosmetyczki, nie mam czasu", "Te paznokcie są za delikatne", "Może jutro?". I tak leci dzień za dniem, a ja tracę cierpliwość.
Teraz przede mną kolejna delegacja. Tym razem jednak zamierzam coś zmienić. Postanowiłem, że na czas mojego wyjazdu Monika nie będzie miała dostępu do mojej karty. Skoro spędza tyle czasu u kosmetyczki, to niech zobaczy, jak to jest, kiedy musi trochę przystopować z wydatkami. Może wtedy zacznie dostrzegać, że nie wszystko w życiu jest za darmo.
Nie jestem tyranem, naprawdę nie jestem. Po prostu zaczynam czuć, że zostałem oszukany. Chciałem dobrze, ale chyba coś poszło nie tak. Może to drastyczne rozwiązanie, ale powoli kończą mi się pomysły. Może dzięki temu zobaczy, że nasz związek to nie tylko wygląd, a dom nie sprząta się sam.
Rafał