"Mój mąż zachowuje się, jakbyśmy nadal żyli w latach 90., kiedy największym zagrożeniem dla dzieci były telewizja i gumy Turbo. Narzeka, że nasz syn Filip za dużo siedzi przy ekranie – bo to komputer, bo to telefon, bo to konsola. Gdyby mógł, pewnie zakopałby te wszystkie gadżety w ogródku i zainstalował drewniany huśtawkowy zestaw 'dla zdrowia dziecka'. A ja się zastanawiam, o co mu tak naprawdę chodzi - przecież wszyscy teraz używamy elektroniki. Sam ogląda seriale po nocach, a o telefonie prawie nie pamięta, bo tak go zasymilował, że przy nim zasypia. Ach, faceci".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Mąż zapomniał, że mamy XXI wiek
Mój mąż jest przekonany, że czas się zatrzymał i że dzieci powinny biegać po podwórku z patykami w dłoniach, budować bazy z koca i grać w piłkę aż do zmroku. No dobrze, ja też byłam dzieciakiem w latach 90. i nie powiem – patyk jako miecz to był niezły deal, ale czasy się zmieniły, halo! Nasz syn Filip dorasta w innej rzeczywistości, gdzie zamiast patyków ma joystick, a "chowanego" szuka się raczej w sieci niż na podwórku.
Ale nie, mój mąż uważa, że Filip "za dużo siedzi przed ekranem" i "powinien bardziej interesować się prawdziwym światem". Ja się tylko zastanawiam, czy on nie widzi, że ten "prawdziwy świat" to teraz też internet i technologia - sam ledwo pamięta, jak wygląda książka, a najwięcej kroków dziennie robi idąc po ładowarkę.
Mąż dramatyzuje, że syn powinien więcej biegać po podwórku
Najlepsze są te chwile, gdy mąż, z poważną miną, oznajmia mi, że:
Filip powinien wychodzić na podwórko, tak jak on to robił w dzieciństwie.
No i wtedy zaczynają się te piękne opowieści z cyklu "za moich czasów". Słucham, jak to on z chłopakami grał w piłkę, jeździł na rowerze i szalał w kałużach, wracając do domu umorusany i szczęśliwy. A teraz, jego zdaniem, nasz syn "traci dzieciństwo, gapiąc się w ekran".
Czasem mam ochotę powiedzieć:
Skarbie, czasy się zmieniły. Teraz dzieciaki budują bazy w Minecrafcie, a do rywalizacji służy im FIFA na konsoli.
Jasne, Filip spędza czas przed ekranem, ale to nie znaczy, że jest jakimś "zombie". On po prostu dorasta w innych realiach. Próbowałam tłumaczyć mężowi, że nie każdy jest typem, który chce rzucać kamieniami w kałuże. A poza tym – umówmy się – Filip wcale nie siedzi non-stop przed ekranem. Ma treningi piłki nożnej, chodzi na angielski, czasem nawet zdarzy mu się zasadzić kwiatki z babcią. Ale nie, mój mąż widzi tylko to, że młody wieczorem siada do komputera.
Całe to gadanie o elektronice zaczyna mnie męczyć bardziej niż czas ekranowy syna
Mąż toczy wojnę z elektroniką jak Don Kichot z wiatrakami. Jak tylko zobaczy, że Filip trzyma w ręku telefon, od razu marszczy brwi i rzuca swoje sztandarowe:
Ile już czasu siedzisz przy tym telefonie?
Filip, biedny, odkłada go na chwilę, ale po pięciu minutach wraca do tej samej czynności, a ja znowu słyszę te same teksty od mojego męża. Naprawdę, zaczyna mnie to męczyć bardziej niż te rzekome "szkodliwe" ekrany.
Raz próbowałam delikatnie zasugerować mężowi, że może trochę przesadza:
Kochanie, przecież wszyscy teraz korzystają z technologii. A Filip nie tylko gra – czasem ogląda podcasty i uczy się rzeczy, które go interesują.
Ale nie, mój mąż jest nieprzejednany:
Wszystko ma swoje granice. Niedługo będziemy musieli zamontować mu licznik czasu na telefonie.
A sam, O ironio, siedzi przed lapkiem do późnej nocy, oglądając serial za serialem.
Syn zaczyna czuć się jak przestępca, a ja nie chcę, żeby miał takie wyrzuty sumienia
Problem w tym, że nasz syn powoli zaczyna czuć się winny. Kiedy tylko mąż wchodzi do pokoju, Filip szybko odkłada telefon, jakby popełniał jakieś wielkie przestępstwo. Widzę, że chłopak robi się niespokojny, że ma wyrzuty sumienia. I to mnie najbardziej boli. Chciałabym, żeby czuł, że korzystanie z technologii to nie zbrodnia – tylko normalna część życia.
Mam wrażenie, że zamiast uczyć Filipa zdrowego podejścia do elektroniki, mąż próbuje mu wmówić, że ekran to zło wcielone. A przecież to tylko kwestia umiaru. Jestem przekonana, że Filip wcale nie "traci dzieciństwa", jak to dramatycznie przedstawia mój mąż. On po prostu dorasta w innych czasach i to my powinniśmy pomóc mu odnaleźć się w tym świecie, zamiast stygmatyzować go jako jakiegoś "uzależnionego od ekranu".
Już nie wiem, jak do męża dotrzeć; jak wytłumaczyć facetowi, że ekran to nie jest żaden szatan. Sama codziennie korzystam z telefonu, przeglądam internet, chatuję ze znajomymi. Gdyby mój mąż miał na to wpływ, pewnie by mnie też wysłał na "odwyk" od elektroniki. To chyba jakiś kryzys średniego wieku – próbuje przenieść swoje dzieciństwo na nasze dziecko i zapomina, że świat poszedł do przodu. Czasem aż mnie świerzbi, żeby mu podrzucić książkę o współczesnym rodzicielstwie, ale coś mi mówi, że mąż i tak nie oderwie się od swojego wieczornego Netfliksa.
Iza