"Żona gotuje tak, że jem u mamy. Boję się, jak długo wytrzymam"

"Żona gotuje tak, że jem u mamy. Boję się, jak długo wytrzymam"

"Żona gotuje tak, że jem u mamy. Boję się, jak długo wytrzymam"

canva.com

"Mam na imię Marek, mam 35 lat i od roku jestem żonaty. Moja żona Ela jest młodsza ode mnie o sześć lat. Poznaliśmy się, kiedy pracowała w osiedlowym sklepie spożywczym. Wydawało mi się, że trafiłem na kobietę idealną – śliczną, uśmiechniętą, pełną energii. Ale po ślubie szybko wyszło na jaw, że Ela kompletnie nie potrafi gotować. A ja, wychowany na domowych obiadkach mojej mamy, nie wyobrażam sobie życia bez porządnego jedzenia. Zaczynam się zastanawiać, ile jeszcze tak wytrzymam".

Reklama

Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.

Domowe obiady u mamy – tego żona nigdy nie przeskoczy

Elę poznałem kilka lat temu, kiedy pracowała w spożywczaku niedaleko mojego domu. Miałem wtedy 30 lat, a Ela ledwo 24. Często chodziłem tam po zakupy, bo moja mama Krysia zawsze potrzebowała czegoś świeżego do obiadu – warzywa, zioła, różne składniki. U mnie w domu zawsze było tak, że mama gotowała domowe posiłki. Ela szybko wpadła mi w oko – była naturalna, miła, miała świetne poczucie humoru, zawsze zagadywałam do mnie ze szczerym uśmiechem. Pomyślałem, że może warto spróbować i zaprosiłem ją na kawę. Zaczęliśmy się spotykać, aż w końcu się oświadczyłem.

Reklama

Rodzice byli zachwyceni, zwłaszcza mama, która od razu polubiła Elę. Z okazji ślubu rodzice postanowili pomóc nam na start i kupili nam małe mieszkanie na nowym osiedlu, niedaleko ich domu. Myślałem, że teraz moje życie będzie jak w bajce – piękna żona, własne mieszkanie i bliskość rodziców, na których zawsze mogę liczyć. Tylko że szybko się okazało, że to wsparcie przyda się bardziej, niż przypuszczałem – szczególnie jeśli chodzi o obiady.

Starsza kobieta w szarej bluzce przygotowująca posiłek w kuchni Canva

Reklama

Codzienny kulinarny koszmar

Na początku, tuż po ślubie, było cudownie. Ela była szczęśliwa, ja też – wszystko wydawało się idealne, aż do momentu, kiedy zaczęły się pierwsze próby gotowania. W moim domu mama zawsze serwowała pełne, domowe obiady. Każdego dnia mieliśmy ciepłe, pyszne jedzenie – rosół, schabowe, pierogi, wszystko, co tylko sobie wymarzysz. Wydawało mi się naturalne, że po ślubie będę miał to samo. Ale szybko się okazało, że Ela kompletnie nie ma pojęcia o gotowaniu. I co gorsza – wcale nie chce się tego nauczyć.

Reklama

Już pierwsze próby w kuchni były katastrofalne. Kotlety mielone - spalone na węgiel, do tego przesolone, tak że nie dało się tego przełknąć. Buraczki - bez smaku, jakby wrzucone na talerz bez przyprawienia. Próbowałem udawać, że mi smakuje, ale z każdym kolejnym kęsem, kolejnym obiadem robiło się coraz trudniej. Widziałem, że Elcia się stara, czasem patrzyła na mnie z nadzieją, kiedy siadałem do stołu, ale prawda była taka, że jej "kulinaria" były dla mnie torturą.

Reklama

W końcu nie wytrzymałem i zacząłem wracać do starego nawyku – obiady od mamy. Ela pakowała mi jedzenie do pracy, ale najczęściej lądowało ono w śmietniku. Zamiast tego wpadałem do mamy, która zawsze przyjmowała mnie z otwartymi ramionami i pełnym talerzem ciepłego, smacznego jedzenia. Mama szybko zaczęła coś podejrzewać i nawet sama zaproponowała, że może nauczy Elę kilku podstawowych przepisów. Niestety, gdy tylko wspomniałem o tym żonie, od razu wybuchła. Stwierdziła, że jeśli jeszcze raz usłyszy coś o gotowaniu od teściowej, to ona w ogóle przestanie zajmować się kuchnią.

Reklama

Zakochana para razem gotuje w domu canva.com

Kocham ją, ale mój żołądek dłużej nie da rady

Nie chcę rozwodu, bo naprawdę zależy mi na Eli. Jest wspaniałą dziewczyną, dobrze nam się żyje, świetnie się dogadujemy, a moi znajomi wręcz zazdroszczą mi takiej pięknej i energicznej żony, ale ile można żyć na "tajnych" obiadach u mamy.1 Staram się jakoś z tym pogodzić, ale każdy dzień to kolejny obiad, który coraz trudniej mi przełknąć. Wiem, że dla niektórych jedzenie to może tylko drobnostka, ale dla mnie – faceta wychowanego na domowych posiłkach – to naprawdę ważna sprawa.

Próbowałem już podsuwać Eli książki kucharskie, pokazywałem przepisy w internecie, nawet proponowałem, żebyśmy razem poszli na jakieś warsztaty kulinarne. Nic nie działa – każde moje słowo kończy się kłótnią. Ela twierdzi, że przesadzam, że teraz czasy się zmieniły i nie muszę mieć codziennie „jakichś wymyślnych obiadków”. A przecież nie chodzi o wymyślne dania, tylko o proste, domowe jedzenie, które smakuje i syci.

Naprawdę nie wiem, co robić. Z jednej strony nie chcę jej ranić, z drugiej – nie wytrzymam długo na takich posiłkach. Póki co, ratuję się obiadami u mamy, ale wiem, że nie mogę tego ciągnąć w nieskończoność. Kocham Elę i chcę być z nią, ale naprawdę nie wiem, jak długo jeszcze wytrzymam na takiej diecie.

Tobiasz

Cmentarny humor 2024. Memiarze nie zawiedli i dowieźli memy o najzabawniejszych nagrobkach
Źródło: instagram.com/michalmarszal
Reklama
Reklama
Reklama

Popularne

Reklama