"Sądziłam, że czwartek wieczorem będzie spokojny, zwłaszcza że to początek długiego weekendu – ja w domu, Marcin na działce, cisza i chwila dla siebie. Usłyszałam pukanie do drzwi i pomyślałam, że może mąż wrócił wcześniej, więc otworzyłam bez zastanowienia. A tam, zamiast Marcina, stała grupka dzieci poprzebieranych za jakieś strachy, duchy, potwory. Zaczęły krzyczeć, śmiać się, domagać się słodyczy. Przestraszyłam się, a jednocześnie poczułam złość, bo wcale się na te nowe mody nie pisałam. Przegoniłam je, ale to, co zrobiły potem, zostanie mi w pamięci na długo".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Halloween nie jest dla mnie
Nigdy nie obchodziłam Halloween i nie rozumiem, po co nam ta nowa moda. Zawsze mieliśmy własne tradycje, swoje święta, swoje rytuały. A tu nagle dzieciaki przebierają się za jakieś stwory, chodzą od drzwi do drzwi i żądają słodyczy. Co gorsza, ten "zwyczaj" przyszedł nawet do nas, na osiedle, które zawsze było spokojne i nieimprezowe.
No przecież Halloween jest teraz wszędzie. Wszyscy to teraz robią, nawet na wioskach dzieciaki chodzą po domach. Dla nich to tylko zabawa, taki drugi karnawał
– mówiła mi potem sąsiadka z naprzeciwka, gdy jej opowiedziałam, co się stało. Ale dla mnie to coś obcego, coś, co zupełnie nie pasuje do tego, co pamiętam z własnej młodości - nikt się wtedy nie przebierał za diabły i wrzeszczał "cukierek albo psikus".
canva.com
Przegoniłam je, a one odpłaciły mi pięknym za nadobne
Kiedy zobaczyłam te dzieciaki, przebrane za diabły, duchy i wampiry, coś we mnie pękło. Powiedziałam im, że ja się w to nie bawię i jedyne, czego chcę, to spokojnego popołudnia. Trzasnęłam drzwiami i z ulgą zamknęłam się w mieszkaniu, wróciwszy do mojej robótki. Ale szybko zrozumiałam, że nie skończy się to tak łatwo.
Parę minut później, kiedy ochłonęłam, pomyślałam, że muszę się komuś wyżalić, podzielić tym zdenerwowaniem. Poszłam więc do sąsiadki, żeby z nią o tym porozmawiać. Wychodzę z mieszkania, a na wycieraczce pełno pająków i robaków. Zamurowało mnie. Wyglądało to tak realistycznie, że prawie zemdlałam. Strach mnie sparaliżował, serce waliło mi jak młotem. Myślałam, że dostanę zawału. Zaczęłam wrzeszczeć, jakby mnie prawdziwe diabły napadły.
Janka, co się dzieje?
– zapytała sąsiadka, gdy wpadła na klatkę po moim krzyku. Wzięła mnie pod rękę, pomogła mi usiąść, a potem wyszła sprawdzić, co tam leży. Po chwili wróciła z plastikowym pająkiem w dłoni, cała zapłakana ze śmiechu.
To przecież tylko zabawki! Janka, dzieciaki chciały ci zrobić psikusa
– powiedziała, próbując się opanować po napadzie wesołości. Ale śmiech ciągle jej się wyrywał, a ja czułam, że jeszcze bardziej się we mnie gotuje.
canva.com
Czuję, że muszę działać
Byłam zaskoczona nie tylko psikusami dzieci, ale też reakcją mojej sąsiadki. Zawsze myślałam, że ona jest taka jak ja, że rozumiemy się bez słów. A tymczasem ona zaczęła się śmiać i tłumaczyć, że to przecież "tylko dzieci i ich żarty".
No co ty, Janeczko, to tylko Halloween. Maluchy przyszły się pobawić, co w tym złego - to tylko kolejna okazja do zabawy i przebieranek. Zresztą dzięki temu, możesz poznać innych sąsiadów
– próbowała mnie uspokoić, a ja poczułam, że jestem zupełnie sama ze swoim zdaniem.
Jeszcze parę lat temu nikt by sobie nie pozwolił na takie rzeczy. Przecież kiedyś rodzice uczulali dzieci na szacunek do starszych, na to, że nie można naruszać czyjegoś spokoju. A teraz - przychodzą, wrzeszczą, robią sobie i innym psikusy i dowcipy, a dorośli to akceptują, chyba nawet przyklaskują. Zaczęłam zastanawiać się, czy to ja się zmieniłam, czy po prostu świat, który znałam, już nie istnieje.
No ja nie widzę problemu, Janka. Dla tych dzieci to nic złego, tylko zabawa. A jak nie chcesz brać udziału, to wystarczy im powiedzieć, tylko chyba trochę bardziej spokojnie, bez emocji następnym razem
– powtórzyła sąsiadka z uśmiechem. Poczułam się zdradzona. Zrozumiałam, że z tą sąsiadką jednak więcej na ten temat nie porozmawiam. Bez sensu taka dyskusja.
Wracając do mieszkania, pomyślałam, że nie mogę tego tak zostawić. Nie wiem jeszcze dokładnie, co zrobię, ale wiem, że coś muszę. Może napiszę do spółdzielni; może warto coś zorganizować, żeby Halloween nie stało się u nas czymś normalnym.
To nie chodzi tylko o mnie, ale o to, żeby nie zatracić naszych wartości. O to, żeby młodsze pokolenie rozumiało, że nie wszystko, co przychodzi z zagranicy, jest dla nas dobre. Może ktoś powie, że przesadzam, ale przynajmniej mam spokojne sumienie. Przynajmniej wiem, że spróbuje zapewnić sobie spokojne wieczozry.
Janina P.