"Od blisko dwudziestu lat jestem w związku z moim mężem, który kiedyś był nie tylko moim partnerem, ale przede wszystkim radosnym kompanem i najlepszym przyjacielem. Zawsze to on wnosił do naszego związku humor i optymizm, nawet w sytuacjach, które wydawały się bez wyjścia. Dziś jednak ta energia zanika – zamiast uśmiechu, coraz częściej pojawiają się narzekania".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Mój mąż był chodzącą radością
Kiedy zaczynaliśmy wspólne życie, to właśnie jego poczucie humoru i pogodny charakter zaskarbiły mu moje serce. W każdej trudniejszej chwili potrafił rozładować napięcie żartem, a ja, która byłam bardziej skłonna do analizowania i przejmowania się, mogłam liczyć na jego zdrowy dystans. Śmialiśmy się z drobnych niepowodzeń, z przegapionego autobusu, z niespodziewanej ulewy – wszystko wydawało się wtedy prostsze. Niestety, z upływem czasu zaczęłam zauważać, że jego podejście do życia się zmienia. Z radosnego człowieka, który widział pozytywy nawet w najtrudniejszych sytuacjach, zaczął przeistaczać się w osobę wiecznie niezadowoloną, dostrzegającą tylko problemy i niedogodności.
Ta zmiana nie nastąpiła z dnia na dzień – najpierw były to drobne uwagi, potem codzienne zrzędzenie. Dziś marudzenie i krytyka stały się niemal jego codziennym repertuarem. Jeśli rano coś pójdzie nie tak, na przykład pogoda nie dopisze, albo w sklepie zabraknie jego ulubionego pieczywa, dzień uznaje za stracony. Przekłada to się na jego nastrój i naszą wspólną atmosferę. Drobne problemy urastają do rangi wielkich przeszkód, a ja nie potrafię już tak łatwo wyciągnąć go z tego stanu.
Mąż coraz częściej na wszystko narzeka
Próbowałam z nim rozmawiać, delikatnie dopytywać, skąd to narastające niezadowolenie, ale zwykle kończy się na wzruszeniu ramionami lub słowach typu „po prostu wszystko jest nie tak”. Jego praca, którą kiedyś bardzo lubił, też zaczęła go irytować. Każdy najmniejszy obowiązek staje się dla niego powodem do narzekania, jakby cały świat sprzysiągł się przeciwko niemu. Najbardziej mnie martwi, że nie widzę w nim już tej radości życia, z którą szliśmy przez lata.
Zaczynam się zastanawiać, czy to ja może się zmieniłam, czy to może wspólne życie i codzienność wywarły na niego taki wpływ. Oczywiście oboje jesteśmy teraz starsi, mamy więcej zobowiązań i mniej czasu dla siebie, ale to przecież naturalny etap związku. Znam wiele par, które po wielu latach są ze sobą szczęśliwe, wzajemnie się wspierają, i razem pokonują problemy.
Czasem dochodzę do wniosku, że on sam też nie jest świadom tej przemiany, która w nim zaszła. Chciałabym, żeby mógł zobaczyć, jak negatywnie jego ciągłe narzekanie wpływa na naszą codzienność. Zastanawiam się, czy to naturalny proces w długotrwałych relacjach, czy może jakaś specyficzna sytuacja, której powinniśmy zaradzić. W głębi serca tęsknię za czasami, kiedy potrafił żartować i bagatelizować niektóre sprawy, przez co ja również czułam się bezpieczniej i bardziej beztrosko. Nie wiem, czy można „przywrócić” dawny entuzjazm i pogodę ducha, ale chciałabym wierzyć, że nie jest jeszcze za późno. Cokolwiek to jest, wiem, że muszę działać, zanim całkowicie zgubimy to, co kiedyś nas połączyło.
Joanna