"Wszystkich Świętych to czas, kiedy trzeba zadbać o groby bliskich, żeby wyglądały porządnie. W tym roku to znowu ja nie tylko uprzątnęłam rodzinny grobowiec, ale i wydałam masę pieniędzy na znicze i wiązanki. Za to mój brat już się do tego nie dołożył, a o porządki nawet nie zapytał. Ma zamiar pójść ze mną na cmentarz z pustymi rękami, licząc, że cała robota i koszty spadną na mnie. Mam tego po dziurki w nosie, bo to bynajmniej nie pierwszy raz".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Wydałam małą fortunę, żeby groby wyglądały dobrze
Dla mnie Wszystkich Świętych to jeden z ważniejszych dni w roku. Od lat dbam o to, żeby nagrobki bliskich wyglądały porządnie. Zamawiam większe wiązanki, kupuję solidne znicze, a potem spędzam sporo czasu na cmentarzu, żeby wszystko wyglądało naprawdę dobrze. Robię to nie tylko z szacunku dla bliskich, ale też po to, żeby pokazać, że o nich pamiętamy.
W tym roku ceny wszystkiego poszły tak w górę, że aż ciężko w to uwierzyć. Z jednej strony wydaje się to bez sensu, ale z drugiej: ludzie na cmentarzu widzą, oceniają.
Nikt nie chce być obgadywany, że skąpi na zmarłych. Ja też nie chcę, żeby gadali, że przyniosłam na groby byle co
- powiedziała mi znajoma, kiedy dzieliłam się z nią swoimi obawami.
Mój brat znów przychodzi z pustymi rękami
I właśnie w tym problem. Mój brat uważa, że Wszystkich Świętych to tylko kolejny dzień wolny i data wspólnego wyjścia na cmentarz i że liczy się sama obecność. On nie kupi nawet najmniejszego znicza, nie wspominając już o wiązankach. Co roku pojawia się na cmentarzu obok mnie z pustymi rękami, a potem jeszcze robi wrażenie, jakbyśmy się wspólnie złożyli na te dekoracje.
Już nie raz próbowałam mu delikatnie zasugerować, żeby coś przyniósł, ale on tylko wzrusza ramionami.
Po co wydawać na to kasę, skoro liczy się pamięć? Dla mnie najważniejsze jest, że tam jestem, a nie jakieś kwiaty i znicze
– rzucił kiedyś. Brak mi słów na jego podejście, bo nie rozumie, że to nie tylko o "pamięć" chodzi, ale też o pokazanie, że się stara.
Już naprawdę mam tego dosyć. W tym roku postanowiłam, że pójdę na cmentarz z samego rana, zanim on w ogóle pomyśli o wyjściu. Kiedy do mnie zadzwoni, powiem mu, że już wszystko załatwiłam, a on może iść sam, skoro tak bardzo nie chce się angażować. Jak tak bardzo liczy się "tylko obecność", to niech przyjdzie później i przekona się, jak to wygląda bez żadnego wkładu z jego strony.
Kiedy rozmawiałam o tym z naszą kuzynką, tylko pokiwała głową:
Nie jesteś z tym sama. Też mam w rodzinie takich, którzy przychodzą na gotowe i nawet nie kiwną palcem, żeby pomóc.
Nawet nasza mama się ze mną zgadza:
Czas najwyższy, żeby sam zaczął coś robić. Zawsze wszystko zostawia innym i nie widzi w tym nic złego.
Ciekawa jestem, czy brat w końcu coś zrozumie, kiedy zobaczy, że nikogo nie będzie obok niego z gotowymi wiązankami i zapalonymi zniczami. Może wtedy dotrze do niego, że samo pojawienie się na cmentarzu to jednak za mało.
Brygida