"Jestem Robert, mieszkam w niewielkiej wsi, gdzie życie toczy się spokojnie, a sąsiedzi trzymają się razem. Mój sąsiad, pan Stefan, był samotnym starszym człowiekiem, który kiedyś miał bliskich, ale syn wyjechał do miasta i właściwie zapomniał o ojcu. Kiedy pan Stefan zaczął potrzebować pomocy, byłem obok i w końcu zamieszkał u mnie. Kiedy odszedł, syn nagle się zjawił, licząc na spadek. Ale na odczytaniu testamentu spotkała go niemała niespodzianka".
Publikujemy list naszego czytelnika. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Ojciec był dla niego niewidoczny, dopóki nie poczuł zapachu spadku
Mieszkam w małej wiosce, gdzie każdy się zna. Pan Stefan żył tutaj sam, w starym domu, odkąd jego żona zmarła, a jedyny syn, Adam, wyjechał do miasta za "lepszym życiem". Stefan czasem narzekał na samotność, chociaż był typem, który rzadko się skarży.
Syn pojechał, założył rodzinę, no i tyle go widziałem. Dzieci dorastają i zapominają, że rodziców też kiedyś coś bolało
– mówił z goryczą w głosie. Był pełen żalu, bo nie dość, że Adam nie odwiedzał go, to nawet nie dzwonił.
Adam zresztą dorobił się w mieście, ma dobrą pracę, dom, dzieci – i chyba stwierdził, że ojciec na wsi już go nie dotyczy. A Stefan nie miał ani sił, ani zdrowia, żeby gonić za jego uwagą.
canva.com
Kiedy został całkiem sam, wiedziałem, że muszę mu pomóc
Pan Stefan radził sobie, jak mógł, ale lata robiły swoje. Póki we wsi działał sklep, jeszcze jakoś dawał radę – chodził powoli po chleb, czasem ktoś go podwiózł. Ale jak zamknęli jedyny spożywczy, był już na łasce sąsiadów. Na początku prosił mnie tylko o drobne przysługi – zakupy raz na tydzień, czasem jakieś leki.
Kiedyś próbowałem skontaktować się z Adamem, żeby dał znać, czy zamierza jakoś pomóc ojcu.
No wiesz, Robert, teraz mam na głowie własną rodzinę i dużo pracy. Może pomyślimy o jakimś domu opieki, ale to kiedyś
– stwierdził lekceważąco. Przestałem liczyć na to, że syn się obudzi. Pan Stefan był mu najwyraźniej zupełnie obojętny. Taka smutna prawda.
Traktowałem go jak własnego wujka
Nie mogłem patrzeć, jak starszy człowiek męczy się sam w wielkim, zniszczonym domu. Krany przeciekały, okna ledwo się domykały, a grzyb na ścianach robił swoje. Rozmawiałem z żoną i uznaliśmy, że nie ma sensu, by Stefan mieszkał samotnie w takich warunkach. Kiedy nasza córka wyjechała na studia, po prostu zaprosiłem go do nas.
Na początku mówił, że "nie chce być ciężarem", ale szybko się przekonał, że lepiej być u kogoś, komu jest bliski, niż siedzieć w samotności. Po kilku miesiącach powiedział mi:
Robert, nie wiem, jak ci się odwdzięczę. Dla mnie to, że mnie przyjęliście, to jak wygrana na loterii.
Traktował mnie jak syna, którego nigdy nie miał, a ja jego jak starego wuja, który po prostu potrzebował wsparcia.
canva.com
Na pogrzebie pojawił się syn – oczywiście po spadek
Gdy pan Stefan odszedł, wszystko załatwiałem jak dla bliskiej osoby. Organizowałem pogrzeb, bo syna nie było nawet przy śmierci. Pojawił się dopiero, kiedy dowiedział się, że ojca już nie ma. Zjawił się, rozejrzał po domu i zaczął od pytań o klucze.
Gdzie są klucze? Chcę się zająć domem i formalnościami
– mówił z wyższością, jakby już wszystko należało do niego.
Zbyłem go, bo nie miałem pojęcia, gdzie Stefan trzymał klucze. Dopiero kilka dni później zadzwonił do mnie notariusz, zapraszając na odczytanie testamentu. Nie spodziewałem się niczego, ale czułem, że warto tam być. Adam i jego żona też się stawili, chyba pewni, że dom Stefana przypadnie im bez żadnych komplikacji.
W kancelarii notariusz zaczął czytać ostatnią wolę Stefana, a ja słuchałem w szoku. Okazało się, że Stefan przepisał cały majątek... na mnie. W liście napisał, że „dziękuje za serce i opiekę, jakiej nigdy nie okazał mu własny syn”. Poczułem, jak łzy napływają mi do oczu, bo wiedziałem, że Stefan widział we mnie kogoś więcej niż tylko sąsiada. Naprawdę traktował mnie jak rodzinę.
Adam patrzył na mnie kompletnie zbity z tropu. Po chwili wydusił z siebie:
To jakaś pomyłka. To ja jestem jego synem. Jakim prawem przepisał to obcemu?
Próbował jeszcze coś wyjaśniać, ale notariusz pokazał mu, że testament jest w pełni legalny. Pan Stefan wydziedziczył go całkowicie, zostawiając tylko drobny zachowek dla wnuków. On zwyczajnie wiedział, kto naprawdę był mu bliski.
Do tej pory trudno mi uwierzyć, że wszystko potoczyło się w ten sposób. Pan Stefan do końca wiedział, komu może zaufać, i docenił, że był ktoś, kto się nim zaopiekował, kiedy wszyscy go opuścili. Wiem, że nie zrobiłem tego dla spadku, ale teraz czuję, że czasem dobro jednak wraca.
Robert