"Wyjeżdżałam na kilka dni na wesele kuzynki, więc poprosiłam koleżankę, żeby wpadła i zajęła się moim kotem, Leonem. Myślałam, że to zwykła przysługa między znajomymi – zostawiłam jej klucze, karmę i wskazówki. Gdy wróciłam, chciałam podziękować i podarować weselne ciasto w ramach podziękowań, ale Monika oznajmiła mi, że za opiekę należy jej się kasa. Byłam w szoku, poczułam się jak ostatnia naiwna. Myślałam, że robi to z dobrej woli, ale najwyraźniej się przeliczyłam".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Kiedy adoptowałam Leona, wreszcie poczułam się mniej samotna
Odkąd rodzice kupili mi mieszkanie, czułam, że czegoś mi brakuje. Jasne, było super mieć swoje własne cztery ściany, ale wieczory w pustym mieszkaniu był, no cóż, smutne. Zaczęłam myśleć o adopcji kota, żeby mieć kogoś, z kim można się podzielić przestrzenią i choć trochę złagodzić samotność. Po kilku tygodniach poszukiwań znalazłam Leona – rudego, puszystego dachowca, który wyglądał jak żywy pluszak.
Leon to kot idealny. Spokojny, ułożony, większość dnia przesypia na kanapie i nie robi żadnych szkód. Wystarczy pełna miska i odrobina pieszczot, a jest najszczęśliwszym zwierzakiem na świecie. Dlatego kiedy dostałam zaproszenie na wesele kuzynki i wiedziałam, że wyjeżdżam na trzy dni, pomyślałam, że Leon bez problemu poradzi sobie praktycznie sam, jedynie pod delikatną opieką innego człowieka, który wyczyści kuwetę i wymieni wodę. Rodzice też jechali na to wesele, więc poprosiłam Monikę, koleżankę z osiedla, która mieszka dwa bloki dalej.
canva.com
Nie spodziewałam się, co usłyszę po powrocie
Monika od razu powiedziała, że chętnie zajmie się Leonem, więc zostawiłam jej klucze, karmę i kontakt do weterynarza na wszelki wypadek. Byłam spokojna, bo Monika wydawała się naprawdę zaangażowana – codziennie przesyłała mi zdjęcia i filmiki, na których Leon wylegiwał się na kanapie lub grzecznie jadł z miski. Dzięki temu mogłam się skupić na imprezie i cieszyć się wyjazdem.
Kiedy wróciłam, poszłam do Moniki, żeby odebrać klucze i podziękować jej za pomoc. Byłam przekonana, że wszystko jest w porządku, a ona mi po prostu odda klucze, przyjmie weselne ciasto i tyle. I wtedy usłyszałam coś, czego się zupełnie nie spodziewałam.
canva.com
To miała być przysługa, nie biznes
Monika spojrzała na mnie zupełnie poważnie i powiedziała, że za te trzy dni opieki nad Leonem powinnam jej zapłacić 150 zł. Szczerze mówiąc, myślałam, że sobie żartuje. Zapytałam nawet, czy przyjmuje płatności kartą, żeby rozładować sytuację, ale ona bez wahania odparła, że może być przelew albo BLIK, jeśli nie mam gotówki. W jednej chwili poczułam się jak naiwna idiotka.
Znajoma widziała moje zdziwienie, więc zaczęła tłumaczyć, że „opieka nad zwierzęciem to praca jak każda inna” i że „każda usługa powinna być odpowiednio wynagrodzona”. Powiedziała wprost:
Wiesz, Kasia, za każdą przysługą powinna iść zapłata. Energia pieniądza musi krążyć, inaczej ludzie nie doceniają wysiłku.
Stałam jak wryta, słuchając tego pseudofilozoficznego wykładu o "energii pieniądza" i czułam, że zostałam wkręcona.
Rozczarowanie i poczucie, że ktoś zrobił ze mnie frajerkę
Nie wiedziałam, co zrobić. Z jednej strony chciałam jej powiedzieć, że się nie umawiałyśmy na żadne pieniądze, ale z drugiej nie chciałam robić awantury. Przelałam jej te 150 zł, ale czułam się okropnie. Miałam wrażenie, że ktoś zrobił ze mnie frajerkę, bo ja bym nigdy nie wystawiła znajomemu rachunku za tak drobną przysługę.
Monika dodała jeszcze na koniec:
Kasiu, w dzisiejszych czasach wszystko ma swoją wartość. Ludzie nie powinni się wstydzić tego, że chcą wynagrodzenia za swoją pracę.
Tylko że dla mnie to nie była "praca", tylko zwykła pomoc między znajomymi. Było mi tak przykro, że nawet nie miałam siły na dalszą dyskusję.
Teraz wiem jedno – Monika to nie jest osoba, na którą mogę polegać. Kiedy wydaje się, że ktoś jest twoim przyjacielem, a potem wystawia ci rachunek za przysługę, to naprawdę zostaje niesmak. W moim świecie znajomi sobie pomagają bez żadnych oczekiwań finansowych, a nie traktują każdą sytuację jak okazję do zarobku.
Monika, na odchodne, powiedziała mi jeszcze: „Życie to biznes, Kasia. Taka jest rzeczywistość”. Ale dla mnie to nie jest rzeczywistość, w której chcę żyć.
Kasia