"Dla mojej siostry czystość jest ważniejsza niż więzy rodzinne"

"Dla mojej siostry czystość jest ważniejsza niż więzy rodzinne"

"Dla mojej siostry czystość jest ważniejsza niż więzy rodzinne"

canva.com

"Moja siostra Karolina od zawsze miała bzika na punkcie czystości, ale odkąd zamieszkała sama, wszystko wymknęło się spod kontroli. Dla niej najmniejszy pyłek to już powód, żeby lecieć po mop i odkurzacz. Myślałam, że mam do tego dystans, ale kiedy ostatnio zaprosiła nas do siebie całą familią, nie mogłam uwierzyć w to, jak potraktowała moje dzieci. Po tej wizycie chyba długo nie będziemy jej odwiedzać".

Reklama

Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.

Perfekcyjna Pani Domu to przy niej pikuś

Karolina od zawsze miała obsesję na punkcie porządku. Już jako dziecko była perfekcjonistką, a odkąd pamiętam, miała zero tolerancji na bałagan. W dzieciństwie dzieliłyśmy pokój, więc uwierzcie mi, wiem, o czym mówię. Nawet najmniejszy kubek zostawiony na biurku sprawiał, że patrzyła na mnie z wyrzutem, jakbym zorganizowała tam wysypisko śmieci. Rodzice się cieszyli, że Karola taka "odpowiedzialna" i "zdyscyplinowana", a ja nie miałam do niej siły.

Reklama

Z wiekiem było tylko gorzej. Gdy się wyprowadziła na swoje, jej miłość do czystości weszła na nowy poziom. Raz chciałam spontanicznie wpaść do niej z moim yorkiem, bo akurat byłam w pobliżu. Niestety, Karolina odmówiła wpuszczenia mnie do środka, bo nie chciałam zostawić psa za drzwiami. Argumentowałam, że to york i że ma włosy, a nie sierść, ale dla niej to bez różnicy – pies to pies i koniec.

Paulina, zrozum, że w moim domu nie ma miejsca na zwierzęta. Nie chodzi o to, czy pies ma sierść czy włosy - pies to także brud z łap oraz sam zapach. Po prostu nie chcę tutaj żadnych śladów zwierząt, bo trudno się tego pozbyć

– powiedziała mi bez choćby cienia wahania.

Reklama

Kobieta w fioletowej bluzce myje lustro Canva

Reklama

Okej, mogłam to jakoś zrozumieć. Nie każdy musi kochać psy. Ale to, co zrobiła podczas naszej ostatniej rodzinnej wizyty przeszło moje najśmielsze oczekiwania.

Reklama

Dzieciom kazała założyć ochraniacze na skarpetki

Jakiś czas po tej sytuacji Karolina zaprosiła nas całą rodziną na obiad. Mieliśmy przyjść bez psa, więc przyprowadziłam tylko dzieci. Moi chłopcy są grzeczni i wychowani, więc byłam spokojna, że niczego u niej nie zniszczą. Weszliśmy do mieszkania prosto po wizycie w bawialni, o czym dzieciaki od razu jej opowiedziały.

Reklama

I wtedy się zaczęło. Na dźwięk słowa "bawialnia" Karolina zrobiła wielkie oczy, jakby właśnie dowiedziała się, że przynieśliśmy tam zarazki z całego miasta. Bez słowa chwyciła mop i zaczęła wycierać podłogę, po której przed chwilą przeszły dzieci. Następnie wyciągnęła z szuflady szpitalne ochraniacze na buty, ale zamiast na obuwie, kazała dzieciom założyć je na skarpetki. Stwierdziła, że w takich miejscach jak bawialnia jest pełno bakterii i nie chce ich u siebie w domu.

Chłopaki, w bawialni są różne bakterie, a ja mam tutaj czystość. Dlatego lepiej będzie, jak założycie te ochraniacze. Naprawdę dołożycie mi masę roboty, jeśli będę musiała potem sprzątać wszędzie po waszych stopach

– tłumaczyła, patrząc na nich surowo.

Uśmiechnięty chlopiec z dłońmi ubrudzonymi błotem canva.com

Mój mąż nie wytrzymał. Zaczął się śmiać i stwierdził, że może lepiej będzie, jeśli po prostu pójdziemy. Sama miałam podobne myśli, bo cała ta sytuacja wydawała mi się kompletnie absurdalna.

Po tej wizycie mam bardzo mieszane uczucia co do dalszych spotkań. Nie chcę się z nią kłócić ani jej oceniać, ale wizyty, gdzie trzeba chodzić na palcach, a dzieciom zakładać ochraniacze na skarpetki, to już dla mnie za wiele.

Z jednej strony rozumiem, że wolnoć Tomku w swoim domku - ma prawo do swoich zasad w swoim domu, ale z drugiej nie wiem, czy chcę narażać się na takie sytuacje. Jeśli dla mnie to stres, to dla moich dzieci już jakieś Himalaje nerwów. Dla Karoliny czystość jest najwyraźniej ważniejsza niż komfort gości, także rodziny, a ja zwyczajnie nie mam wyjścia i muszę zaakceptować, że tak właśnie to wygląda. Tylko, że raczej długo mnie tam nie zobaczy.

Paulina

Po 55 latach małżeństwa Lech nie czuje motyli w brzuchu do Danusi [dużo zdjęć].
Źródło: AKPA
Reklama
Reklama