"Planujemy z mężem budowę domu. Żyjemy więc skromnie, bo odkładamy każdy wolny grosz - dlatego staram się kontrolować wszystkie wydatki i kupować tylko to, co potrzebne. Poluję na promocje, na zakupy chodzę z listą, szukam oszczędności, gdzie tylko się da. Mąż też zawsze mówi, że trzeba oszczędzać, że liczy się każdy grosik; przynajmniej w teorii. Bo kiedy tylko przychodzą koledzy, nagle pieniądze przestają mieć znaczenie, a ja zostaję z obcinaniem wydatków na codzienne potrzeby".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Oszczędzanie na codziennych zakupach
Od początku naszego małżeństwa wiedzieliśmy, że musimy trzymać budżet w ryzach. Mąż zarabia przeciętnie, ja też nie mam pracy z wielkimi kokosami, więc liczymy każdy grosz. Mieszkamy u teściów, więc przynajmniej na tym jesteśmy w stanie jeszcze przyciąć nasz budżet. Kiedy idę na zakupy, robię listę i pilnuję, żeby kupić tylko to, co potrzebne – i najlepiej w promocji. Mięso, chemię, warzywa – wiem, gdzie jest taniej i gdzie dostanę lepszą ofertę.
Mąż też lubi powtarzać, że trzeba być oszczędnym. Kiedy przegląda paragony, zawsze znajdzie coś, na czym, jego zdaniem, mogłam jeszcze zaoszczędzić. Czasem wytyka mi każdy drobiazg, a ja mam poczucie, że muszę uzasadniać każdą wydaną złotówkę.
canva.com
Musimy myśleć o przyszłości
– mówi zawsze, kiedy proszę go, żebyśmy może trochę odpuścili. Zdanie to powtarza bardzo często zwłaszcza teraz, gdy zdecydowaliśmy się na budowę naszego własnego, małego domku pod miastem.
Tylko że okazuje się, że ta oszczędność obowiązuje głównie mnie i nasze codzienne wydatki domowe. Kiedy chodzi o jego potrzeby, nagle reguły się zmieniają.
Grill dla kumpli - to nie ma co oszczędzać
Raz na jakiś czas mąż zaprasza kolegów na grilla na ogrodzie u teściów. I nagle, kiedy chodzi o tę imprezę, jego zasady oszczędzania przestają obowiązywać. Idzie do sklepu i bez mrugnięcia okiem kupuje droższe napiwki, mięso z wyższej półki i całą masę przekąsek, na które na co dzień nie ma jego zgody. Ostatnim razem wydał na zakupy grillowe ponad 400 zł, żeby tylko "było na poziomie".
Chłopaki się przyzwyczaili, że u nas zawsze jest elegancko
– mówił mi, gdy zwróciłam mu uwagę, że przesadza z wydatkami. Jakby ci jego koledzy byli jakimiś VIP-ami, którym trzeba zaimponować. I owszem, można się raz na jakiś czas zabawić, ale mam wrażenie, że te imprezy dla niego to pretekst, żeby trochę "zaszaleć", popuścić naszego budżetowego pasa i nie przejmować się tym, że na co dzień liczymy każdy grosz.
canva.com
Ja oszczędzam na wszystkim, a on wydaje na pokaz
Denerwuje mnie, że kiedy chodzi o codzienne wydatki, ja muszę się pilnować i kombinować, żeby niczego nie zabrakło. Szukam promocji, liczę, planuję, a potem on wydaje majątek na jeden wieczór z kumplami. I kiedy próbuję coś powiedzieć, że może jednak za dużo wydaje, tylko macha ręką.
Raz na jakiś czas można zaszaleć
– odpowiada. Tylko że to "raz na jakiś czas" pojawia się o wiele częściej, niż bym chciała.
Nawet moja teściowa widzi, że coś tutaj nie gra, ale nie chce wprost krytykować zachowania swojego syna:
Wiesz co, powinnaś mu to jasno powiedzieć. Przecież oboje się na coś umawiacie. To nie fair, że on szasta pieniędzmi, a ty potem musisz kombinować, jak związać koniec z końcem.
Mam wrażenie, że dla niego oszczędzanie to coś, co obowiązuje tylko mnie i nasze codzienne potrzeby. Bo przecież to ja odpowiadam za dom, a on ma prawo do "luksusów" przed kolegami. Ale nie tak się umawialiśmy. Wspólny budżet to wspólna odpowiedzialność, a nie jego impreza za mojej oszczędności.
Dominika