"Zawsze myślałem, że wiara to moja prywatna sprawa. Tak było, dopóki nie poszedłem do liceum, gdzie okazało się, że bycie katolikiem to nie powód do chwalenia się. Z każdym dniem czułem, że staję się coraz bardziej wykluczony z grupy, a koledzy zaczęli mnie traktować jak dziwaka. Nie mogę uwierzyć, że to właśnie moja wiara stała się powodem niechęci i odrzucenia".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Prześlij swoją historię na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Wychowałem się w wierze, to normalne
Odkąd pamiętam, religia była częścią mojego życia. Pochodzę z małej miejscowości, gdzie każdy chodzi do Kościoła, więc dla mnie to było zupełnie normalne. Zawsze wierzyłem, że modlitwa ma sens, że pomaga, gdy mamy trudne momenty w życiu. Rodzice i dziadkowie powtarzali, że wiara trzyma ich razem, i że dzięki niej łatwiej im było pokonywać życiowe trudności.
Wierzę, że to, jak was wychowaliśmy, sprawi, że ty i twój brat będziecie bardziej odporni na życie i trudności. Dzisiaj młodzież jest tak bardzo podatna na opinie rówieśników. Nie daj się, bądź sobą i ufaj sobie
– powiedział mi kiedyś tata, gdy rozmawialiśmy o tym, co przeżywam w szkole.
Do liceum poszedłem w większym mieście i od tamtego momentu wszystko zaczęło się zmieniać. W podstawówce byłem wśród rówieśników, którzy, jak ja, chodzili na religię, więc nikt mnie z tego powodu nie wyśmiewał. Ale w liceum było inaczej. Nagle okazało się, że jestem jedynym, który chodzi na te lekcje, a to wystarczyło, żeby stać się pośmiewiskiem.
canva.com
Koledzy wykluczyli mnie z grupy
Nikt nie chce ze mną gadać, a kiedy wspomnę o czymś związanym z moimi wartościami, wszyscy zaczynają mnie wyśmiewać. Kiedyś kolega powiedział:
Kacper, weź przestań, nikt już w takie rzeczy nie wierzy. To, co mówisz, to jakieś bajki dla dzieciaków.
Próbuje to jakoś znosić, ale nie jest łatwo. Chodzenie na religię czy modlitwa to dla mnie coś normalnego, ale w szkole traktują to jak jakieś dziwactwo. Niektórym wydaje się, że jeśli chodzisz do Kościoła, to jesteś jakimś fanatykiem albo dajesz sobie wciskać kit; albo że jesteś za ograniczeniem praw kobiet czy mniejszości. A dla mnie to jest po prostu część życia. Wiem, że kościół ma teraz słabą opinię, ale ja tam chodzę dla Boga, nie dla księży.
Nie mogę zrozumieć, jak można wyśmiewać kogoś za jego wiarę lub nie-wiarę. To prywatna sprawa i nikt nie powinien tego oceniać. Młodzież dzisiaj jest zbyt krytyczna wobec rzeczy, które nie są im bliskie
– powiedziała mi kiedyś nauczycielka, z którą rozmawiałem o tym, co się dzieje.
canva.com
Jestem sam, bo wierzę
Najgorsze jest to, że zostałem sam. Kiedyś miałem paczkę znajomych, z którymi spędzałem każdą przerwę, chodziłem na imprezy, a teraz wszyscy się ode mnie odwrócili. Wystarczyło, że powiedziałem, że wierzę i chodzę na religię. Z dnia na dzień zacząłem być tym "dziwakiem" w klasie, z którym lepiej się nie zadawać. Koleżanka z klasy powiedziała ostatnio: „Z tobą to już nie ma o czym gadać, jakbyś był w jakiejś innej rzeczywistości, w jakiejś sekcie”.
Nie wiem, co gorsze – to, że moi rówieśnicy nie szanują moich poglądów, czy to, że nie mam już z kim normalnie pogadać. Codziennie czuję się coraz bardziej wykluczony, a każdy dzień w szkole to walka o to, żeby nie przejmować się złośliwymi komentarzami.
Kacper