"Od kiedy mój syn przyszedł na świat, to głównie żona zajmuje się jego wychowaniem. Ja pracuję i dbam o to, by niczego im nie brakowało. Kiedy jednak pierwszy raz zabrałem go do sklepu, nie spodziewałem się, że ta prosta wyprawa skończy się takim wstydem. Mój syn zrobił mi scenę, przy której nie wiedziałem, co ze sobą zrobić, a wszyscy wokół patrzyli na mnie jak na nieudolnego ojca".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Prześlij swoją historię na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Ojciec, który nie spędza czasu z dzieckiem – prosta droga do problemów
Odkąd urodził się nasz syn, to głównie żona przejęła jego wychowanie. Ja skupiam się na pracy, zarabiam pieniądze, zapewniam im wszystko, czego potrzebują. Wydawało mi się, że to wystarczy. Żona zawsze mówiła, że sobie radzi, że wszystko jest pod kontrolą. Jednak kiedy przyszło mi samemu zabrać go na zakupy, uświadomiłem sobie, że nie mam pojęcia, jak z nim postępować.
Nie jestem jednym z tych ojców, którzy codziennie spędzają godziny z dziećmi. Nie mogę. Praca mnie pochłania, a żona zawsze dawała mi do zrozumienia, że to, co robię, jest wystarczające.
Ty zarabiaj, a ja zajmę się domem i synem
– powtarzała. Więc tak to wyglądało przez te wszystkie lata.
Zakupy z synem - nigdy nie czułem się tak bezradny
Niedawno postanowiłem, że wezmę naszego syna na zakupy, bo żona źle się poczuła. Mieliśmy przygotować kolację dla znajomych, więc trzeba było kupić kilka rzeczy. Pomyślałem: co może pójść nie tak? Zabrałem małego, wziąłem listę od żony i pojechaliśmy do sklepu.
Od początku coś było nie tak. Syn kompletnie mnie nie słuchał. Biegał po sklepie, rozpraszał się na każdym kroku. Czułem, jak zaczyna rosnąć we mnie frustracja. W końcu dotarliśmy do regału z zabawkami i wtedy zaczęło się prawdziwe piekło. Mój syn zobaczył samochodziki i od razu zaczął rozrywać jedno z opakowań. „Nie możemy tego kupić” – powiedziałem, próbując zachować spokój. Ale on miał już w głowie swój plan.
Scena życia: jak mój syn w sklepie rzucił się na podłogę
Gdy tylko usłyszał, że nie dostanie autka, zaczął krzyczeć, płakać, a potem rzucił się na podłogę. Tak, mój trzylatek leżał na środku sklepu, drąc się wniebogłosy, a ja stałem jak wryty. Cały sklep patrzył. Niektórzy z politowaniem, inni z rozbawieniem, a jeszcze inni z wyraźną dezaprobatą.
Miałem ochotę zapaść się pod ziemię. Nie wiedziałem, co robić. Ludzie patrzyli na mnie, a ja czułem się jak najgorszy ojciec na świecie. Wyprowadziłem go ze sklepu, zostawiając pełny koszyk zakupów. Całą drogę do domu ryczał, a ja zastanawiałem się, co właściwie poszło nie tak.
Wszystko przez to, że żona go rozpieściła
Kiedy dotarliśmy do domu, syn natychmiast pobiegł do mamy. Powiedział jej, że tata na niego krzyczał. Żona spojrzała na mnie z pytającym wzrokiem, a ja próbowałem wytłumaczyć, co się stało. To dlatego, że zawsze mu ustępujesz. On myśli, że dostanie wszystko, czego chce
– wyrzuciłem w końcu. Żona wzruszyła ramionami i powiedziała, że to normalne, że dzieci czasem robią sceny. Ale ja nie mogłem się z tym pogodzić.
Mam wrażenie, że to ona go rozpuściła. Zawsze ustępuje, zawsze daje to, czego chce, żeby tylko nie było płaczu. Zaczynam się zastanawiać, czy nie popełniliśmy błędu, pozwalając mu na zbyt wiele.
Ostatnio coraz częściej myślę, że może żona powinna wrócić do pracy, a syn pójść do przedszkola. Może tam nauczyłby się, że nie zawsze wszystko dostaje się od razu, że są pewne granice. Ale to tylko moje myśli. Bo jeśli będzie dalej tak się zachowywał, to co będzie, gdy podrośnie - zaczynam się bać o to, jak będzie wyglądała jego przyszłość.
Paweł