"Od kiedy pracuję z domu, codzienne życie na osiedlu stało się dla mnie prawdziwym koszmarem. Niestety, ale pod moimi oknami jest plac zabaw, na którym dzieciaki cały czas krzyczą, biją się, biegają bez żadnej kontroli. Rodziców nigdzie nie ma, a hałas jest tak ogromny, że nie mogę nawet otworzyć okna. Zaczyna mnie to naprawdę męczyć".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Prześlij swoją historię na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Codzienny hałas, z którym nie da się żyć
Mieszkam na sporym osiedlu i do tej pory jakoś mi to nie przeszkadzało. Ale od kiedy zaczęłam pracować z domu, hałas pod moimi oknami stał się nie do zniesienia. Mój blok stoi tuż obok placu zabaw, który jest pełen dzieciaków od rana do wieczora. Krzyczą, biegają, kopią się, a ja nie mogę normalnie funkcjonować. Nawet jak zamknę okno, to wszystko i tak słychać.
Te dzieciaki naprawdę nie mają żadnych granic. Robią, co chcą. Biegają jak opętane, ciągle krzyczą, kłócą się, biją, a rodziców nie ma w ogóle. Jakby ten plac był ich prywatnym światem, w którym mogą robić, co im się podoba. Serio nie wiem, jak rodzice mogą pozwalać na taką samowolkę.
canva.com
Nie chodzi tylko o hałas, ale o zachowanie
Hałas to jedno, ale najbardziej wkurza mnie to, jak te dzieciaki się zachowują. Krzyki to jeszcze mogę znieść, ale te ciągłe bójki i wyzwiska są nie do wytrzymania. Potrafią się kopać, popychać, a do tego ciągle się wyzywają. "Ty głupku", "Zaraz cię walnę" – takie teksty słyszę co chwilę. I to z ust naprawdę małych dzieci.
Kiedyś to było nie do pomyślenia. Dzieci były pod okiem dorosłych, a teraz to wygląda jak jakieś dzikie pole bitwy. Mam wrażenie, że te dzieciaki nie mają pojęcia, co to zasady i kultura, jakby nikt im tego w domu nie wytłumaczył. Robią, co chcą, bo nikt ich nie pilnuje. I nie mówię tu tylko o tym, że są głośne - po prostu brakuje im podstawowego wychowania.
canva.com
A rodzice jakby zniknęli
Najbardziej szokuje mnie to, że rodziców w ogóle nie ma. Dzieciaki latają po placu zabaw całymi godzinami, a dorosłych jak nie było, tak nie ma. Mam wrażenie, że większość rodziców traktuje plac zabaw jak darmową nianię. Wyślą dzieci na podwórko, żeby mieć święty spokój, a dzieciaki robią, co chcą. I kto na tym cierpi? My, sąsiedzi, bo musimy to znosić.
Patrząc na to, jak te dzieci się zachowują, zaczynam się bać, co z nich wyrośnie. Uczą się złych nawyków, a nikt nie reaguje. Krzyczą, biją się, wyzywają, a rodzice pewnie siedzą sobie spokojnie w domach, nie mając pojęcia, co się dzieje.
Zaczynam myśleć, że trzeba coś z tym zrobić. Może zgłosić to gdzieś wyżej: nad tymi dzieciakami powinna być jakaś opieka, bo to, co tu się dzieje, przechodzi ludzkie pojęcie. Zastanawiam się, czy nie zadzwonić do MOPS-u albo nawet na policję - ktoś musi się tym zająć, bo na razie wygląda to tak, jakby nikt nie miał nad tym żadnej kontroli.
Nie wiem, czy to coś zmieni, ale coraz trudniej mi znieść ten codzienny hałas. Może wystarczy kilka zgłoszeń, żeby ktoś się tym zainteresował. Bo na razie jest coraz gorzej, a ja po prostu nie mam już siły słuchać tych krzyków dzień w dzień.
Mieszkanka blokowiska