"Ostatnio coraz bardziej przekonuję się, że ludziom brakuje dzisiaj empatii. Każdy może znaleźć się w trudnej sytuacji, ale nie wszyscy to rozumieją. Ja też bym chciała, żeby było łatwiej, ale na razie muszę sobie jakoś radzić z tym, co mam. Nie myślałam, że moja sytuacja stanie się powodem do kpin na zebraniu szkolnym. Było mi strasznie przykro, ale też czułam się bezsilna wobec tej całej sytuacji".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Prześlij swoją historię na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Nowy początek dla mnie i córki
Kilka miesięcy temu odeszłam od męża i wróciłam do rodzinnego miasta. Nie byłam tu wiele lat, więc wszystkie dawne znajomości dawno się rozpadły. Moja córka, Hania, też znalazła się w nowym miejscu – nowa szkoła, nowi nauczyciele, nowe dzieciaki. Klasa, do której trafiła, jest już zgrana. Dzieciaki uczą się razem od pięciu lat, a rodzice chyba dobrze się dogadują. Z boku wyglądają jak zgrany krąg przyjaciół, do którego trudno się dostać. Nie chcę się z nimi integrować na siłę, ale też nie mam zamiaru być od razu traktowana jak ktoś obcy.
Pierwsze zebranie już za mną. Nigdy nie przepadałam za takimi spotkaniami, ale wiadomo: musiałam się tam pojawić, żeby wiedzieć, co się dzieje w szkole. Spóźniłam się trochę, bo nie mogłam wcześniej wyjść z pracy. Tak jak Hania jest nowa w szkole, tak ja jestem nowa w firmie i nie chciałam robić złego wrażenia na początku pracy na szefie i współpracownikach. Nie mogę pozwolić sobie na zrobienie złego wrażenia w pracy, bo jako samotna matka mam na głowie sporo obowiązków i mniej pieniędzy na wydatki, niż mieliśmy kiedyś. Dotarłam na zebranie, choć już wtedy czułam, że nie będzie łatwo.
canva.com
Pierwsze minuty były jeszcze w porządku
Kiedy przyszłam, wychowawczyni przedstawiła mnie jako nową mamę w klasie. Powiedziała też, że Hania jest nową uczennicą. Rodzice przyjęli mnie dość obojętnie, choć słyszałam już szepty za plecami. Mimo to siedziałam cicho i próbowałam nie zwracać na to uwagi.
Podczas zebrania ustaliliśmy składki. Kiedy usłyszałam kwoty, nie wytrzymałam i powiedziałam, że są dla mnie za wysokie:
Oczywiście zapłacę, bo muszę, ale to naprawdę dużo. Przepraszam, ale nie jestem w stanie teraz tyle zapłacić. Mam trochę trudniejszy czas.
Potem dodałam, że opłata na radę rodziców, czyli 150 zł, to dla mnie za dużo w tym momencie. Nie spodziewałam się, że to wywoła taką burzę. Ktoś od razu wstał i powiedział:
Przez ciebie inne dzieci mogą nie dostać prezentu na koniec roku.
Tak po prostu ktoś wstał i powiedział mi to brutalnie prosto w twarz.
canva.com
Wycieczka była kroplą, która przelała czarę goryczy
Następny punkt zebrania to temat wycieczki. Dwudniowy wyjazd, mało atrakcji, skromne jedzenie, a koszt ponad tysiąc złotych.
Dla mnie to zbyt duży wydatek, nawet jeśli będziemy na to zbierać przez kilka miesięcy. Rozumiem, że to ważne, żeby dzieci się integrowały, ale czy naprawdę musimy organizować tak drogą wycieczkę?
- powiedziałam. Zaproponowałam, żeby zorganizować coś tańszego, może bez noclegu, ale nikt nie chciał słuchać.
Jeden z rodziców szybko odpowiedział: "Jak się ktoś wyłamie, to cała klasa nie pojedzie". Inny wtrącił: "Może trzeba było nie odchodzić od męża, wtedy miałabyś pieniądze na wszystko". Poczułam, jak serce mi zamarło.
Nie pracuję na dwa etaty, bo nie mam takiej możliwości. Jestem teraz sama i mam na głowie wszystko, ale staram się, jak mogę
- odpowiedziałam spokojnie, choć serce waliło mi mocno w piersi. To i tak nie zrobiło na nich wrażenia. Ktoś dodał jeszcze: "To nie nasze wina, że masz problemy. Cała klasa przez ciebie cierpi".
Nie mogłam tego dalej słuchać
Byłam gotowa wstać i wyjść, ale jakoś wytrzymałam do końca zebrania. Po powrocie do domu zaczęłam dostawać powiadomienia z naszej grupy na WhatsAppie. Okazało się, że tam rodzice kontynuowali dyskusję. "Nie mogę zrozumieć, dlaczego ktoś taki w ogóle zabiera głos", napisała jedna mama. Inny rodzic pisał, że powinnam sobie znaleźć lepiej płatną pracę, skoro nie jestem w stanie opłacić wycieczki. Czytałam te wiadomości przez chwilę, ale potem po prostu opuściłam grupę. Byłam zbyt zdołowana, żeby się z nimi użerać.
Ludzie naprawdę potrafią być okrutni.
Teraz mam trudniejszy czas, ale kiedyś stanie się lepiej. Na razie jednak muszę sobie radzić z tym, co mam
- powiedziałam do siebie, zamykając aplikację. Nie spodziewałam się, że zostanę tak potraktowana tylko dlatego, że nie mogę sobie pozwolić na drogie wycieczki. Nie sądzę, żebym zasłużyła na takie komentarze.
Klara