"Ostatnio ceny w sklepach idą w górę jak szalone. Trzeba zacząć oszczędzać, gdzie tylko się da i praktycznie na wszystkim, bo wprawdzie ceny rosną, ale pensje stoją. Ubrania dla dzieci to spory wydatek, więc wpadłam na pomysł, żeby młodszy syn nosił niektóre rzeczy po starszej córce. Tak się przecież robiło za naszych czasów - wymianki dziecięcych ubrań były na porządku dziennym, więc noszenie ubrań po starszym rodzeństwie było normą. Myślałam, że to dobry plan, ale syn zrobił z tego dramat. Zaczął się kłócić i obrażać, jakbym nie wiadomo co mu zaproponowała".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Prześlij swoją historię na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Szukam oszczędności, bo życie coraz droższe
Wszędzie drożyzna. Każde zakupy to już nie tylko wrzucanie rzeczy do koszyka, ale prawdziwa kalkulacja. Co się bardziej opłaca, co można kupić taniej, a co lepiej odpuścić. Chodzę do kilku sklepów, bo chcę, żeby coś jednak w portfelu zostało. Wszystko dlatego, że dzieci rosną i ciągle trzeba im coś dokupywać. Przeklinam naszą strefę klimatyczna i konieczność zakupu kilku par butów rocznie - w Australii wystarczą im chyba sandały... Lista wydatków na dzieci nigdy się nie kończy i ciągle potrafi zaskoczyć.
Mam dwunastoletnią córkę i dziesięcioletniego syna. Z każdym miesiącem rosną jak na drożdżach i za chwilę wszystko, co mają w szafie, robi się za małe. Więc kiedy zobaczyłam, że córka ma sporo rzeczy, które mogłyby jeszcze posłużyć, postanowiłam, że młodszy brat będzie je po niej nosił. W końcu teraz moda jest taka, że dziewczyny i chłopaki mogą nosić podobne rzeczy, a córka zdecydowanie nie jest typem falbaniastej, różowej księżniczki, a raczej preferuje styl sportowy.
Takiej reakcji się nie spodziewałam
Córka miała kilka fajnych spodni – ciemne, klasyczne, zupełnie neutralne. Nic specjalnie "dziewczyńskiego". Wzięłam je i zaniosłam synowi do pokoju. Mówię do niego: "
No zobacz, te spodnie są praktycznie nowe, szkoda, żeby leżały w szafie. Przymierz, będą ci pasować.
A on od razu odpalił, że nie ma mowy. Że to "dziewczyńskie" ubrania, że on nie będzie tego nosił. Zaczął mi wyrzucać:
Nie będę nosił spodni po siostrze. To wstyd. Koledzy mnie wyśmieją. Dlaczego Jula dostaje nowe rzeczy, a ja mam nosić stare?
Mówię mu, że przecież to nie o to chodzi. Że te ciuchy są w świetnym stanie, że to po prostu sposób, żeby trochę zaoszczędzić. Ale dla niego to był koniec świata. Nawet nie dał się przekonać, że te spodnie są zwykłe, jeansy jak jeansy, a dresowe to już w ogóle...
Gdzieś się chyba pogubiliśmy
Gdy byłam w jego wieku, sprawa wyglądała zupełnie inaczej. Nikt nie wybrzydzał. Mama przynosiła coś z second-handu, ciocia przynosiła wór ciuchów po starszym kuzynostwie i nosiło się to, co było. Nawet się cieszyłam, że coś nowego wpadło do szafy, bo o nowe rzeczy było trudno. Teraz dzieciaki tylko nowe, markowe, a jak coś ma być po kimś, to od razu foch. Syn wypalił:
Nie będę nosił nic po Julii, wolę pójść do pracy i zarobić na swoje ciuchy.
Serio? Chce iść roznosić ulotki albo wyprowadzać psy, żeby tylko kupić sobie nowe ubrania, zamiast wziąć coś, co leży praktycznie nieużywane.
Nie będę się już z nim kłócić
Rozumiem, że każdy chce mieć swoje rzeczy, zwłaszcza w tym wieku. Ale trochę mnie boli, że on tak kompletnie nie widzi, że próbuję nas wszystkich trochę odciążyć finansowo. Nie chciałam przecież, żeby nosił jakieś brudne czy podarte ciuchy. Proponowałam mu porządne rzeczy. Nawet nie mówię o dziewczęcych ciuchach w jakieś brokatowe nadruki, ale o butach, kurtkach, normalnych jeansach i dresowych bluzach. Córka ma markowe buty, które są prawie nieużywane, a on nie chce ich nawet przymierzyć.
Syn tylko powtarza: "Ja chcę nowe, nie chcę nic po niej". I tyle. Więc co? Znów będę musiała sobie czegoś odmówić, żeby jemu kupić nowe ubrania. Szkoda gadać, bo przecież staram się, jak mogę, a z nim jak grochem o ścianę.
Barbara