"Zawsze wyobrażałam sobie, że po ślubie zacznę mówić do teściowej "mamo". Dla mnie to była naturalna kolej rzeczy. W mojej rodzinie tak się robiło, więc uznałam, że tak też będzie u nas. No ale teściowa szybko dała mi do zrozumienia, że nie mam się co łudzić. Usłyszałam wprost, że mam się zwracać do niej po imieniu. Z początku nie widziałam w tym problemu, ale z czasem zaczęło mnie to uwierać."
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Prześlij swoją historię na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
"Nie mów do mnie mamo"
Pierwszy raz zwróciłam się do niej "mamo" na jakiejś rodzinnej imprezie. Chciałam pokazać, że czuję się już częścią tej rodziny. A ona, bez wahania, poprawiła mnie:
Nie musisz mówić do mnie mamo, zwracaj się do mnie po imieniu.
Zaskoczyło mnie to, ale powiedziała to tak normalnie, że nie czułam się wtedy źle. Przecież nie każdy musi lubić takie formalności.
Później jednak zaczęło mi to przeszkadzać. Zastanawiałam się, co takiego zrobiłam, że nie zasługuję na to "mamo". Może to był jakiś znak, że mnie nie akceptuje... Mój mąż, Marek, twierdzi, że przesadzam, że jego mama po prostu woli, jak mówi się do niej po imieniu, bo "tak jest swobodniej" i "ją to odmładza". Ale dla mnie to zaczęło być sygnałem, że chyba nie traktuje mnie jak prawdziwej części rodziny.
"Tak się u nas mówi"
W mojej rodzinie zawsze mówiło się do teściów per mamo i tato. Wszyscy byli ze sobą blisko, więc takie rzeczy były naturalne. Liczyłam, że u Marka będzie podobnie, a tu nagle takie zderzenie z rzeczywistością. Zaczęłam to mocniej odczuwać, zwłaszcza kiedy widziałam, jak traktuje swojego syna – ciepło, z uśmiechem, pełna troski. A do mnie zawsze ta forma na dystans, to "mów mi po imieniu".
Nie jest to tak, że teściowa jest dla mnie nieuprzejma. Jest poprawna, czasem nawet miła, ale cały czas czuję, że brakuje tej bliskości. Kiedy mówi do mnie po imieniu, czuję się trochę jak obca osoba. Może jestem zbyt wrażliwa, ale nie mogę się pozbyć wrażenia, że to jej sposób na zaznaczenie granicy między nami.
"Marek, ja nie jestem rodziną"
Mąż uważa, że przesadzam. Często mówi:
Mama zawsze była taka, nie przywiązuje dużej wagi do formalności. To po prostu jej sposób bycia, nie chodzi o ciebie. Naprawdę, to nic osobistego.
Ale dla mnie to właśnie jest osobiste: chciałabym poczuć, że jestem w pełni zaakceptowana, że to już nie tylko "Marek i jego dziewczyna", ale my – cała rodzina. A tu zamiast tego czuję, że jestem tylko "żoną Marka", ze to taki awans w dokumentach i zmiana nazewnictwa, a nie że stałam się prawdziwą częścią tej rodzinnej układanki.
Ostatnio, przy rodzinnej kolacji, znowu poczułam to ukłucie. Marek rozmawiał z mamą o jakichś planach na wakacje, a ja siedziałam obok i czułam się, jakby toczyli rozmowę w zupełnie innym świecie. Kiedy Marek próbował mnie wciągnąć w rozmowę, teściowa znowu zwróciła się do mnie po imieniu. Zwykle mnie to nie rusza, ale wtedy zrobiło mi się naprawdę przykro. Jakbym była gdzieś na zewnątrz.
"Nie mogę tego przeskoczyć"
Pewnie dla wielu osób to brzmi jak błahostka, ale dla mnie to oznaka, że teściowa nie widzi mnie jako kogoś bliskiego. Po prostu nie potrafię tego przeskoczyć. Każda nasza rozmowa przypomina mi o tym, że nigdy nie pozwoliła mi się zbliżyć. Zaczynam się bać, że to nigdy się nie zmieni.
Marek mówi, żebym nie brała tego tak do siebie, że jego mama po prostu taka jest. Ale ja czuję, że zawsze będzie mnie to uwierać.
Iwonka