"Zawsze byłam bardziej naturalna – makijaż robiłam na wyjątkowe okazje, a na co dzień pozwalałam skórze odpoczywać. Koleżanki komplementowały moją cerę, bo mimo trzydziestu paru lat była zdrowa i bez zmarszczek. Wszystko zmieniło się, kiedy poznałam mojego obecnego partnera. Od pierwszej randki przyzwyczaił się do mojego "zrobionego" wyglądu i teraz nie wyobraża sobie, żebym pokazała się bez makijażu. Nie wiem, czy to normalne, że tak bardzo staram się spełniać jego oczekiwania, mimo że czuję, że już nie jestem do końca sobą."
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Prześlij swoją historię na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Zrobić pierwsze wrażenie
Nie ukrywam, na naszej pierwszej randce chciałam zrobić wrażenie. Postawiłam na mocny makijaż – wyraźnie podkreślone oczy, czerwone usta, doczepione rzęsy. Zależało mi, żeby wyglądać wyjątkowo bo raz, ze wyjątkowy był facet, a dwa ze i restauracja, do której poszliśmy, raczej z górnej półki. I chyba się udało, bo szybko zaczęliśmy się spotykać regularnie. Z dnia na dzień staliśmy się parą, ale wtedy jeszcze zawsze widział mnie "zrobioną", bo były to zawsze wyjścia 'gdzieś' a nie wspólne zakupy w spożywczaku.
Komentarze, które ranią
Kiedy po raz pierwszy pokazałam się bez makijażu, jego reakcja była dla mnie zaskoczeniem. Zamiast ciepłego słowa usłyszałam:
Może byś się jednak pomalowała, prawie cię nie poznałem.
Było mi bardzo przykro, bo wcześniej czułam się dobrze w swojej skórze. Od tamtej chwili coś się zmieniło w naszym związku i we mnie samej.
Kiedyś, pół żartem, pół serio, rzucił:
Powinienem zabrać cię na basen na pierwszą randkę, żeby zobaczyć, jak wyglądasz bez tej całej tapety.
Poświęcenie dla miłości
Na początku, kiedy spędzaliśmy razem noce, nie zmywałam makijażu. Kładłam się spać w pełnym make-upie i wstawałam rano z tuszem na rzęsach i podkładem na twarzy. I to się nie zmieniło: wręcz stało się moją nową rutyną – zawsze "zrobiona", zawsze idealna na jego oczach. Kiedy zamieszkaliśmy razem, nigdy więcej nie widział mnie bez makijażu. Nawet na chwilę nie pozwalam sobie na naturalność.
Zastanawiam się, czy to wszystko ma sens. Staram się sprostać jego oczekiwaniom, ale czuję, że gubię gdzieś siebie. Ciągle noszę maskę, którą stworzyłam tylko po to, żeby on był zadowolony.
Z jednej strony wiem, że mogłabym z nim o tym porozmawiać, ale z drugiej – bardzo mi na nim zależy i nie chcę go zawieść. Może to tylko makijaż, ale czuję, że on ciągle chce coś we mnie zmieniać. Ja staram się to wszystko robić, ale czasami zastanawiam się, jak długo jeszcze wytrzymam. Staram się, jak mogę, żeby sprostać jego wymaganiom, ale to coraz trudniejsze.
Moja skóra potrzebuje odpoczynku, ale boję się, że bez makijażu usłyszę kolejne nieprzyjemne komentarze. Ciężko mi z tym, bo każda z nas chce być akceptowana taka, jaka jest, a ja czuję, że nie jestem.
Znaleźć cos pozytywnego nawet w tym całym chaosie
Choć nie jest łatwo, znalazłam w tym wszystkim jeden plus. Przez ten czas, kiedy codziennie maluję się jak profesjonalistka, nauczyłam się robić makijaż tak dobrze, że teraz nawet koleżanki proszą mnie, żebym je malowała na specjalne okazje. Zaczęłam myśleć o kursie wizażu, żeby zrobić z tego coś więcej.
Jednak mimo wszystko często czuję zmęczenie i potrzebę oddechu. Codzienne życie z maską na twarzy bywa trudne. Nie wiem, co dalej, ale staram się jakoś trwać w tej sytuacji i być dla niego taką, jaką on chce mnie widzieć.
Krysia