"Ostatnio z Markiem przechodzimy naprawdę trudny czas. Więcej między nami cichych dni niż normalnych rozmów. Zastanawiałam się, co mogłoby nam pomóc, bo naprawdę skończyły mi się pomysły. I wtedy mnie olśniło: dziecko. To może być nasz ratunek."
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Prześlij swoją historię na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Kryzys w związku
Z Markiem jesteśmy razem od kilku lat. Bywało różnie, czasem świetnie, czasem gorzej, ale zawsze jakoś się dogadywaliśmy. Ostatnio jednak jest coraz gorzej. Ciągle się kłócimy, częściej milczymy niż normalnie rozmawiamy. W domu jakby coś ciągle wisiało w powietrzu i nie możemy się z tej mgły niezgodności i niedomówień wygrzebać. Mnie samej jest mi ciężko, bo od samego początku miałam w głowie wizję nas jako idealnej pary – ślub, rodzina, podróże na emeryturze, a potem starość we dwoje, spacerki za rękę w naszym miejskim parku. No, ale ostatnio coraz bardziej ta moja wizja, to wszystko się rozmywa.
canva.com
Co prawda jesteśmy zaręczeni, ale od momentu oświadczyn wszystko zaczęło się psuć. Oświadczył mi się przy wigilijnym stole, a zaraz po tym zaczęły się kłótnie. Próbowałam już wszystkiego – byłam miła, potem byłam oschła, potem w ogóle się nie odzywałam, licząc, że może sam przyjdzie i przeprosi. Nic nie działało. Zaczęłam nawet myśleć o rozstaniu, ale mam już 35 lat i nie jest mi łatwo zacząć wszystko od nowa. Jeśli teraz Marek mnie zostawi (albo ja jego), to moje marzenia o rodzinie, a potem wspólnej emeryturze na plaży mogą się rozmyć, a ja zostanę z kotami i serialami.
W akcie desperacji zaproponowałam nawet terapię, ale Marek skwitował to szybko:
Nie będę płacił jakiejś przypadkowej osobie za to, żeby wysłuchała moich problemów z babami. Nigdy w życiu!
No i temat został ucięty.
canva.com
Olśnienie: dziecko nas uratuje
W pewnym momencie byłam tak zdesperowana, że zaczęłam zwierzać się przyjaciółkom i to nawet nie ukrywając tych najbardziej prywatnych, intymnych problemów. A one zaczęły żartować, że tak właściwie te nasze kłótnie są o nic i sobie wymyślamy, bo nam za dobrze. I jakbyśmy mieli dziecko, to by to dopiero były prawdziwe problemy. I nagle: olśnienie. Tylko dziecko nas uratuje. To może być to! Już widziałam w głowie, jak pokazuję Markowi pozytywny test ciążowy, a on patrzy na mnie z niedowierzaniem, potem bierze mnie w ramiona, przeprasza za wszystko i od tego momentu jesteśmy szczęśliwi. Wyobrażałam sobie, jak chodzi ze mną na każde USG, jak gładzi mój brzuch wieczorami i planujemy dekoracje dziecięcego pokoiku. A potem, jak trzyma na rękach nasze dziecko, pełen radości.
Jak już sobie to wymyśliłam, to postanowiłam działać. Sprawdziłam, kiedy mam dni płodne, ubrałam się w coś ładnego, zrobiłam kolację i czekałam, aż Marek wróci z pracy. Był zaskoczony, ale od razu zrobił się milszy. Trochę bąbelków do kolacji i plan ruszył do przodu. Teraz tylko czekam na moment, kiedy będę mogła zrobić test ciążowy. Mam nadzieję, że Marek zareaguje dokładnie tak, jak sobie to wymarzyłam.
Trzymajcie za mnie kciuki, żeby wszystko poszło zgodnie z planem!
Karolina