"Mój syn kiedyś był prawdziwym aniołkiem. Przytulał się, grzecznie dziękował, przepraszał – no po prostu złote dziecko. Czasem inne dzieciaki mnie wkurzały, ale on nigdy. Byłam pewna, że taki będzie już zawsze. A potem, tuż przed jego jedenastymi urodzinami, coś się zmieniło. Nagle zaczęły się trzaskanie drzwiami, bunty o wszystko i zachowanie, jakby ktoś mi go podmienił. A teraz jest jeszcze gorzej. Już tracę nadzieję, że to kiedyś minie."
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Prześlij swoją historię na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Kiedyś był aniołkiem
Naprawdę tęsknię za tamtymi czasami. Kiedyś, i to całkiem niedawno, bywało, że miałam już dość tej jego czułości – no wiecie, czasem człowiek potrzebuje przestrzeni – ale teraz oddałabym wszystko, żeby choć na chwilę wrócił ten słodki chłopiec, który zawsze był taki kochany i grzeczny. Patrzyłam na niego i myślałam sobie:
Ale mi się trafił super dzieciak.
Pewnie, że miałam nadzieję, że tak już zostanie na zawsze. Ba! Wręcz byłam o tym przekonana. A tu niespodzianka: z dnia na dzień wszystko się zmieniło. Zaczął się buntować, zamykać w sobie, no i te hormony: mam wrażenie, że z mojego słodkiego chłopczyka nagle zrobił się nastolatek, choć dopiero ma jedenaście lat.
canva.com
Teraz kłócimy się non stop
Choć trwa to już jakiś czas, nadal mnie to dobija. Mój syn potrafi mnie wkurzyć i to od samego rana. Zaczyna się od tego, że czegoś nie wyprałam, albo płyn do prania pachnie inaczej niż ostatnio, więc dramat, bo mały elegant nie ma się w co ubrać. Śniadanie miało być na słodko, a zrobiłam kanapki - no i awantura gotowa. A na dokładkę mówi, że nie idzie do szkoły, bo mu się nie chce.
Zanim jeszcze wyjdzie z domu, ja już jestem tak wykończona, że resztę dnia chodzę wkurzona. Każdy poranek to jedno wielkie pole bitwy.
canva.com
Nie wiem, czy to kiedyś przejdzie
Szczerze nie pamiętam już, jak to jest, jak dziecko z tobą współpracuje. Pewnie ja też byłam trudna w jego wieku, ale zupełnie tego nie pamiętam. Albo po prostu wolę nie pamiętać.
Moje koleżanki, które mają starsze dzieci, mówią, że to minie. Że ich dzieci też się tak zachowywały, a potem z tego wyrosły. Trzymam się tej myśli, bo czasami czuję, że nie daję rady. Zdarzają się dni, kiedy po prostu mam ochotę wyjść z domu i nie wracać. Są granice wytrzymałości, jak długo można słuchać marudzenia i pyskowania. A potem się czuję okropnie, bo przecież to moje dziecko, jak więc mogę tak marudzić...
Staram się być cierpliwa, nie dać się sprowokować, ale nie jest łatwo. Kiedyś był moim małym oparciem, zawsze taki kochany, a teraz mam wrażenie, że jego największą rozrywką jest wkurzanie mnie. I to boli najbardziej – robię dla niego wszystko, a on odpłaca mi kłótniami i marudzeniem.
Zatroskana mama z Warszawy