"Poznany w sanatorium Jarosław, mówił, że jest wolny. Pewnego dnia przed moimi drzwiami pojawiła się koleżanka z dawnych lat, twierdząc, że jest żoną Jarosława."
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Prześlij swoją historię na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
W sanatorium poznałam Jarosława i zakochałam się
Kilka miesięcy temu pojechałam do sanatorium. Czasem potrzebuję oddechu od codzienności, a pobyt tam zawsze daje mi możliwość regeneracji zarówno ciała, jak i ducha. Mój mąż odszedł 15 lat temu, i choć wciąż odczuwam pustkę po jego stracie, to jednak nauczyłam się żyć na nowo, odnajdując radość w drobnych, codziennych przyjemnościach. Sanatorium stało się takim miejscem, gdzie czułam się dobrze. I to właśnie tam poznałam Jarosława.
Jarosław od razu przykuł moją uwagę. Uśmiechnięty, szarmancki, pełen życia – było w nim coś, co przyciągało mnie jak magnes. Zaczęliśmy rozmawiać, spędzać wspólnie czas i nie ukrywam, że szybko między nami zrodziło się coś więcej niż zwykła znajomość. Nie spodziewałam się, że po tylu latach od śmierci mojego męża znów poczuję motyle w brzuchu, ale tak właśnie było. Jarosław wyraźnie dawał mi do zrozumienia, że jest mną zainteresowany. Kilka razy zapytałam go wprost, czy jest w jakikolwiek sposób związany z kimś innym. Odpowiedział, że nie, że jest wolny, że jego przeszłe życie osobiste zakończyło się i teraz otwiera się na nową przyszłość.
Postanowiliśmy kontynuować znajomość
Po zakończeniu turnusu spotkaliśmy się jeszcze dwa razy w moim mieście. To były wspaniałe chwile. Spacery, kolacje, długie rozmowy – czułam się z nim bezpiecznie i szczęśliwie. Wydawało mi się, że w końcu życie uśmiechnęło się do mnie, a ja mogłam zacząć myśleć o przyszłości w bardziej romantycznych kategoriach.
Jednak pewnego dnia, ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu, przed moim domem pojawiła się kobieta, której na pierwszy rzut oka nie rozpoznałam. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że to moja dawna koleżanka z dziecięcych lat, Agata. Spotkałyśmy się po raz pierwszy od kilkudziesięciu lat, ale okoliczności tego spotkania były dalekie od przyjemnych. Agata przyszła, żeby mnie ostrzec – a raczej zażądać, żebym zostawiła jej męża w spokoju. Mówiła o Jarosławie.
Byłam w szoku. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. W pierwszej chwili pomyślałam, że to jakieś nieporozumienie. Przecież Jarosław jasno mi powiedział, że jest wolny. A teraz nagle dowiaduję się, że ma żonę – i to właśnie Agata, którą znałam z dzieciństwa. Nie mogłam tego pojąć.
Zaraz po tej nieprzyjemnej rozmowie skontaktowałam się z Jarosławem i opowiedziałam mu o całej sytuacji. Byłam zrozpaczona, a jednocześnie zła, że mogłam zostać oszukana w tak bolesny sposób. Jarosław jednak uspokoił mnie, twierdząc, że Agata nie ma już z nim nic wspólnego, bo są w trakcie rozwodu. To właśnie dlatego, jak stwierdził, powiedział mi wcześniej, że jest wolny – bo w jego oczach to małżeństwo już dawno się skończyło. Mówił, że sprawy rozwodowe są w toku i niedługo zakończy się ten etap jego życia. Uspokoił mnie, że zależy mu na mnie i że jego związek z Agatą to przeszłość.
Choć chciałabym wierzyć w jego słowa, moje serce jest pełne wątpliwości. Raczej to niemożliwe, żeby ktoś tak po prostu „zapomniał” o swoim obecnym małżeństwie i rozpoczął nowy rozdział, jeszcze nie zamknąwszy poprzedniego. Wydaje mi się, że nie można być „wolnym”, będąc w trakcie rozwodu.
Z jednej strony chcę mu ufać, bo te chwile, które spędziliśmy razem, były pełne romantyzmu i bliskości. Z drugiej strony jednak czuję, że zostałam wciągnięta w coś, czego nie rozumiem. Może Agata po prostu nie chce go opuścić. Może to ona nie może się pogodzić z tym, że jej mąż układa sobie życie na nowo. Nie wiem, co robić. Z jednej strony pragnę dać temu związkowi szansę, z drugiej – boję się, że mogę wplątać się w coś, co przyniesie mi tylko ból.
Wiesia