Zawsze byłam tą „zbyt obrotną”, tą, co sama sobie poradzi. I wiesz co? Może właśnie dlatego faceci się mnie boją. Nikt nie chce dziewczyny, której nie trzeba ratować. Ale ja nie chcę udawać kogoś, kim nie jestem, tylko po to, żeby ktoś poczuł się przy mnie bardziej męsko. Czy to naprawdę takie dziwne, że szukam kogoś, kto będzie ze mną na równi, a nie kogoś, kto będzie próbował mnie „naprawiać” albo dominować?
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Prześlij swoją historię na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
„Za obrotna” – tak to się mówi, prawda?
Słyszałam to już tyle razy, że mogłabym to sobie wytatuować na czole. „Jesteś za obrotna, za pewna siebie, za samodzielna”. Zawsze te „za”. A ja po prostu żyję swoim życiem i czerpię z niego, ile się da. Mam dobrą pracę, swoje pasje, przyjaciół, którzy zawsze są obok. Czego mi więcej trzeba? Ale wiecie, co mnie najbardziej irytuje? To, że kiedy ktoś mówi, że jestem „za bardzo”, to zawsze sugeruje, że powinnam być mniej. Mniej siebie. Mniej swojej niezależności. Mniej wszystkiego, co sprawia, że jestem sobą.
Tylko dlaczego? Dlaczego muszę być mniej, żeby ktoś inny poczuł się bardziej? Dlaczego faceci czują się zagrożeni przez to, że potrafię sama ogarnąć swoje sprawy?
Chłopcy, nie mężczyźni
Oni się mnie boją. Nie za bardzo wiedzą, co ze mną zrobić. Jestem trochę za obrotna i trochę za pewna siebie. Ci chłopcy, bo przecież nie mężczyźni, dobrze sobie zdają sprawę, że beze mnie dam sobie świetnie radę. W ich oczach nie jestem ani trochę słodka, ani niezdarna, ani nieporadna. Po prostu mnie się nie da uratować z żadnej opresji i nie ma jak odegrać roli księcia na białym koniu, superbohatera.
Zawsze chciałam związku, w którym byłabym partnerką, a nie kimś do ratowania. To jednak chyba przeraża większość facetów, bo nie wiedzą, jak się odnaleźć w relacji, gdzie kobieta nie potrzebuje pomocy, a jedynie równowagi. Nie chcę udawać damy w opałach, ale powiedziałam kiedyś przyjaciółce, że nie chcę być też dla nikogo matką w związku. Chcę śmiałych decyzji, ogarniętego życia i pewności. Chcę, żeby ktoś w końcu przejął choć na chwilę kontrolę.
cava.com
Nie szukam księcia ani superbohatera
Nie zrozumcie mnie źle – nie chodzi o to, że jestem „zbyt silna” albo „zbyt niezależna”, by w ogóle potrzebować kogoś w życiu. Wręcz przeciwnie. Chciałabym, żeby w końcu ktoś przejął choćby na chwilę stery, pokazał, że ma plan, że wie, czego chce. Że podejmie decyzje, które nas oboje dotyczą, a nie zostawi wszystkiego na mojej głowie. Problem w tym, że większość tych „chłopców” nie jest na to gotowa. Boją się podjąć wyzwanie, które niesie za sobą relacja partnerska.
Nie chcę być nikogo „matką”. To jest najgorsze uczucie na świecie, kiedy czujesz, że musisz ciągle pilnować kogoś, żeby wszystko szło jak trzeba. Czasem czuję się jakbym musiała trzymać za rękę, a przecież nie o to chodzi w związku. Chciałabym czuć, że mogę się oprzeć na kimś innym. Że ktoś inny przejmie pałeczkę, chociaż na chwilę.
Dlaczego się boją?
Mam wrażenie, że faceci boją się silnych kobiet, bo czują się przy nas niepotrzebni. Ale to jest największa bzdura, jaką słyszałam. Bo przecież siła to nie znaczy, że nie chcę z kimś być. Siła to zdolność do życia w zgodzie ze sobą, bez udawania i bez kompromisów, które ranią.
Oni chyba myślą, że skoro potrafię zarządzać swoim życiem, to zarządzam też wszystkim innym, w tym nimi. Ale ja nie chcę nikogo kontrolować. Ja chcę, żeby ktoś był obok mnie, ale na swoich zasadach, nie żeby się przede mną ukrywał.
Nie chcę być mniej sobą
Nie chcę udawać, że jestem słabsza niż jestem. Nie chcę „być mniej” tylko po to, żeby ktoś inny poczuł się bardziej. To jest męczące i przede wszystkim, to nie jest uczciwe wobec mnie samej. Nie chcę nikogo do siebie przekonywać na siłę, zmieniać się dla kogoś tylko po to, żeby lepiej pasować do czyjegoś wyobrażenia. Chcę być sobą. I chcę kogoś, kto mnie taką zaakceptuje.
Bo na koniec dnia, wcale nie chodzi o to, żeby ktoś mnie „uratował”. Chodzi o to, żeby ktoś był ze mną – nie obok mnie, nie za mną, ale ze mną.