"Byłam w galerii handlowej i nagle z jednego ze sklepów wyszedł Błażej. Mój pierwszy facet. Największa miłość, która zakończyła się bardzo negatywnych emocjach. Uśmiechnął się do mnie, a ja poczułam się jak kiedyś, gdy chodziliśmy na randki do parku. Porozmawialiśmy chwilę i kolejnego dnia spotkaliśmy się na kawę. Zamiast zajmować się ostatnimi przygotowaniami do ślubu, zaczęłam myśleć, jak uciec sprzed ołtarza.".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
To lato zmieniło moje życie
Spacerując po galerii handlowej, szukałam idealnych dodatków do sukni, rozmyślając o tym, jakie kwiaty wybrać do bukietu. I wtedy go zobaczyłam. Błażej. Mój pierwszy chłopak, moja wielka miłość z dawnych lat. Facet, który kiedyś sprawił, że serce waliło mi jak młot. Zniknął z mojego życia tak nagle, jak się w nim pojawił, zostawiając po sobie mnóstwo bólu i niewypowiedzianych słów. Był to związek burzliwy, pełen emocji, a zakończenie – cóż, to było jak trzęsienie ziemi.
Uśmiechnął się do mnie. Taki sam uśmiech, jak wtedy, kiedy po raz pierwszy spotkaliśmy się w parku. W jednej chwili wróciły wszystkie wspomnienia. I ta dziwna, nieoczekiwana fala uczuć. Następnego dnia umówiliśmy się na kawę. Myślałam, że to będzie zwykłe spotkanie, trochę sentymentalne, ale jednak nieznaczące. W końcu miałam wyjść za mąż. To, co się działo z Błażejem, było dawno temu, a ja teraz miałam inny plan na życie. Ale na tej kawie coś się zmieniło. Zaczęliśmy rozmawiać o dawnych czasach, o tym, co poszło nie tak, i o tym, jak nasze życia potoczyły się zupełnie różnymi drogami.
Uciekłam od ślubu
Każdego dnia, zamiast skupiać się na ostatnich przygotowaniach do ceremonii, rozmyślałam o Błażeju. Aż w końcu przyszedł dzień ślubu. Stałam w sukni ślubnej, gotowa do wyjścia. Ale czułam, że to nie jest moje miejsce.
Wyszłam. Bez słowa, bez wyjaśnień. Uciekłam sprzed ołtarza. A potem, w najdziwniejszy sposób, poczułam ulgę. Wsiadłam do samochodu i pojechałam w stronę miasta, gdzie czekał na mnie Błażej. To była szalona decyzja, spontaniczna, ale w tamtym momencie wiedziałam, że właśnie tego chcę.
Canva.com
Miałem jednak wyrzuty, że zraniłam narzeczonego. Napisałam mu wiadomość. Nie było to eleganckie, ale na tyle, na ile mogłam, starałam się być uczciwa. Napisałam, że nie mogłam tego zrobić, że to nie była jego wina, ale moje serce chciało czegoś innego. Przeprosiłam go z całego serca, choć wiedziałam, że żadne przeprosiny nie naprawią tego, co zrobiłam. Długo nie odpisał. A kiedy w końcu to zrobił, czułam ból między wierszami, choć starał się być opanowany. Napisał, że to zrozumiał, ale że jest mu trudno uwierzyć, że ktoś, kto mówił o miłości i wspólnej przyszłości, mógł po prostu odejść. Nie było w tym gniewu, bardziej rozczarowanie i smutek.
Zaczęłam nowe życie
Spędziliśmy razem kilka intensywnych dni, jakbyśmy chcieli nadrobić te wszystkie lata, które nas rozdzieliły. Wyjazdy za miasto, spontaniczne noce na mieście, rozmowy o przeszłości, które miały nam pomóc zrozumieć, dlaczego wtedy nie wyszło. Ale rzeczywistość zaczęła powoli do nas docierać.
Kiedy euforia opadła, zaczęły wychodzić na wierzch te same różnice, które kiedyś nas rozdzieliły. Błażej był wolnym duchem, kochał niezależność i nieznane, a ja, mimo mojej ucieczki, gdzieś w głębi duszy pragnęłam stabilności. Zaczęliśmy znowu się kłócić, a te kłótnie przypominały mi nasze dawne czasy. Rozstaliśmy się po raz drugi, tym razem już bardziej świadomie. To nie było dramatyczne ani bolesne jak wcześniej, bo oboje wiedzieliśmy, że nie jesteśmy dla siebie stworzeni. Było w tym dużo dojrzałości, choć nie brakowało też smutku.
Po tym wszystkim nie wróciłam do mojego narzeczonego. On zasłużył na coś lepszego, na kogoś, kto naprawdę go kocha bez żadnych wątpliwości. Z kolei Błażej – on zawsze będzie dla mnie kimś wyjątkowym, ale nie w tej roli, którą kiedyś sobie wyobrażałam. Dziś jestem sama, ale paradoksalnie czuję się bardziej pewna siebie i tego, czego chcę od życia.
Roma