Gdy pojawiła się nowa szefowa, od razu poczułem, że to może być moja szansa. Wysoka, z nogami do nieba, blond loki falowały, gdy wchodziła do biura. Miała w sobie coś, co przyciągało uwagę – nie tylko swoją urodą, ale też pewnością siebie, z jaką zarządzała zespołem. Nie minęło kilka dni, a już wiedziałem, że muszę zacząć działać, jeśli chcę w końcu awansować. Przez lata byłem na tym samym stanowisku, a wszystkie moje dotychczasowe próby wspinania się po szczeblach kariery kończyły się fiaskiem. Tym razem miałem plan.
Canva
Zaczęło się niewinnie. Na korytarzu, podczas przerw na kawę, podchodziłem, zagadywałem. Najpierw lekkie komplementy, potem delikatne żarty, które zawsze wywoływały u niej śmiech. Stawałem się dla niej kimś, kogo zauważała, kimś, kogo lubiła. Aż w końcu przyszedł dzień, gdy zaproponowała mi wspólną kawę po pracy. W głowie miałem tylko jedno – jestem na dobrej drodze.
Z biegiem tygodni zaczęliśmy spędzać więcej czasu razem, najpierw służbowo, a potem coraz bardziej prywatnie. Szło mi świetnie. W krótkim czasie dostałem to, na co tak bardzo liczyłem – awans. Nowe stanowisko, większa odpowiedzialność, wyższa pensja. Wydawało mi się, że życie zaczyna układać się idealnie. Czułem, jak w biurze wszyscy patrzą na mnie z zazdrością, ale wtedy myślałem, że to z podziwu. Jakże się myliłem.
Wszyscy patrzyli na mnie z pogardą
Z czasem zacząłem zauważać, że coś jest nie tak. Moje relacje z kolegami z pracy zaczęły się psuć. Pierwszy sygnał przyszedł w czasie jednej z przerw na lunch, kiedy usiadłem przy stole z dawnymi kumplami, a oni nagle zamilkli. Atmosfera zrobiła się dziwnie napięta. Próbowałem zagaić, żartować, ale odpowiedzi były krótkie, wymuszone. Po chwili wstali, wymawiając się "pilnymi sprawami". Zostawiłem lunch niedokończony, z ciężkim uczuciem, że coś jest nie tak.
Innym razem, próbowałem zorganizować spotkanie zespołu po pracy, żeby zbudować więź i pokazać, że mimo awansu wciąż jestem jednym z nich. Zrobiłem rezerwację w ulubionym barze, zaprosiłem wszystkich. Z początku zgodzili się, ale w dniu spotkania przyszły tylko dwie osoby. Pozostali wykręcili się wymówkami – jednemu "wyskoczyło coś rodzinnego", inny "miał pilną pracę do zrobienia". Wtedy zaczęło do mnie docierać, że straciłem ich zaufanie, że jestem dla nich kimś, kto awansował nie dzięki ciężkiej pracy, ale przez bliskie relacje z szefową.
Canva
Nie pomagały też sytuacje w biurze. Kiedyś poprosiłem jednego z kolegów, żeby dokończył raport, bo potrzebowaliśmy go na spotkanie z zarządem. Kiwnął głową, obiecał, że się tym zajmie. W dniu prezentacji okazało się jednak, że raport jest niedokończony, a ja musiałem tłumaczyć się przed przełożonymi. Poczułem, że robią to celowo – powoli podkładali mi nogę, bym spadł z tego „wysokiego krzesła”.
Inna sytuacja, której nigdy nie zapomnę, to moment, gdy miałem przeprowadzić ważne szkolenie dla nowego zespołu. Jeden z moich byłych kumpli, z którym wcześniej współpracowałem bez problemu, zaczął podważać każdy mój punkt. Niby grzecznie, ale w sposób, który jasno pokazywał, że nie szanuje mojej pozycji.
Szefowa zaczęła traktować mnie z chłodnym dystansem
Nasze spotkania służbowe, które wcześniej były pełne uśmiechów i żartów, zamieniły się w formalne rozmowy o wynikach i oczekiwaniach. Moje błędy, które wcześniej były przymykane, nagle stawały się poważnymi problemami. Zrozumiałem, że moja pozycja, zdobyta na skróty, wcale nie była tak pewna, jak myślałem.
Każdy dzień w pracy stawał się coraz cięższy. Mimo że siedziałem za biurkiem kierownika, czułem się jak intruz we własnym biurze. Koledzy robili wszystko, bym jak najszybciej spadł z tego piedestału, a ja, zamiast cieszyć się awansem, zastanawiałem się, jak długo jeszcze wytrzymam. Nie warto było.