"Masaże, paznokcie, rzęsy, farbowanie odrostów - ona praktycznie co trzeci dzień jest umówiona z jakąś specjalistką od kawałka urody. Miesięcznie składa się z tego niezła sumka, a rocznie to aż dwie pensje, w dodatku moje".
Publikujemy list naszego czytelnika. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Moja żona wydaje krocie na urodę
Mam problem z moją Iwonką. Oboje już dawno jesteśmy dojrzałymi ludźmi, zaraz nasz syn skończy szkołę. Myślałem, że jako małżeństwo już jesteśmy dogadani i żaden drobiazg nie zachwieje naszym związkiem. Jednak ostatnio sen z powiek spędza mi to, ile moja żona wydaje na siebie i swojej potrzeby, żeby zachwycać wszystkich wokół swoim wyglądem. Naprawdę mnie to martwi.
Odkąd moja żona skończyła 40 lat, dba o siebie bardzo skrupulatnie. Mam wrażenie, że z biegiem czasu coraz mocniej. Ja nie narzekam na pracę, jestem informatykiem i w mojej branży naprawdę nie ma na co narzekać. Nie musimy się ograniczać, bo do końca miesiąca zawsze nam wystarczy.
Nie o to chodzi, że nas nie stać, ale po prostu ona przesadza. Są w życiu ważniejsze rzeczy niż na bieżąco uzupełniane rzęsy. Celebrytką nie jest, żeby musiała błyszczeć na czerwonym dywanie. Nigdy jej nie wyznaczałem, ile razy w tygodniu może się wybrać do kosmetyczki albo fryzjera. Sama decydowała.
Tyle że Iwonka poczuła flow i zauważyłem, że z roku na rok coraz więcej siana przeznacza na siebie. Na początku mi to nie przeszkadzało, bo nie zdawałem sobie sprawy ze skali zjawiska. Nawet się cieszyłem, że mam zadbaną żonę. Zawsze ma eleganckie paznokcie, ładną fryzurę. Potem jednak coś mnie tknęło, siadłem do komputera, otworzyłem historię transakcji i podliczyłem, ile rocznie wychodzi na te urodowe zbytki.
A potem złapałem się za głowę, bo wyszło mi, że moja żona rocznie ładuje w swój wygląd 20 baniek. Masaże, paznokcie, farbowanie odrostów — ona praktycznie co trzeci dzień jest umówiona z jakąś specjalistką od kawałka urody. Miesięcznie składa się z tego niezła sumka, a rocznie to aż dwie pensje, w dodatku moje. Z własnej pensji by tego nie ogarnęła. A ja nawet nie wziąłem pod uwagę ciuchów.
Canva
Próbowałem wytłumaczyć żonie, że 20 baniek to stanowczo zbyt wiele
Wydrukowałem to wszystko, co ustaliłem, i przedstawiłem Ilonie czarno na białym, a ta się tylko zaśmiała, że to normalne i wszystkie jej koleżanki w pracy tak robią. Nie może się wymiksować, bo jak by to wyglądało, gdyby ona jedna była zaniedbaną panią domu wśród tych wszystkich kobiet jak z żurnala. Zresztą, miesięcznie nie wychodzi za te wizyty nawet 2 patyków, to raptem 2 razy fryc i jakieś 3-4 wizyty w gabinecie.
Jeszcze się zasłaniała pracą frontem do klienta. Stwierdziła, że przecież nie będzie świecić siwymi odrostami, więc i tak musi często bywać u fryzjerki, żeby jej to zamaskowała. Przecież nie powie swoim włosom, żeby wolniej rosły.
Nie czuję się przekonany. Jest mi kompletnie wszystko jedno, czy moja żona ma swoje paznokcie, czy w jakimś modnym kolorze; czy ma normalne rzęsy, czy zagęszczone sztucznymi. Kocham ją tak samo. Nie musi się podobać koleżankom z pracy, i bez tych dodatków wygląda ładnie.
Jednak wkładanie takiej ilości siana w bzdury uważam za marnotrawstwo. Moglibyśmy na miesiąc pojechać na luksusowe wakacje i większy byłby z tego pożytek. Jak chce nadal tyle przepuszczać na urodę, to niech sama na to buli - ja mówię pass.
Szymon