"Zabrałam ją do sklepu, a ona wskazała palcem na najbardziej wypasiony model. Miał wszystko: złote felgi, amortyzację lepszą niż w moim aucie, ergonomiczną rączkę, specjalny uchwyt na smartfon i osobny na termos z kawą. Kiedy ujrzałam cenę, zachodziłam w głowę, czy Kubuś naprawdę będzie potrzebował takich luksusów. Poczułam złość na Justynę. Przecież ona mogła wybrać coś tańszego".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Obiecałam, że kupię wózek dla Kubusia
Jak chyba każda kobieta w moim wieku, z niecierpliwością wyczekiwałam na wieść, że wreszcie zostanę babcią. Cóż, nie było to proste. Mój syn i jego żona od dłuższego czasu odwlekali decyzję o powiększeniu rodziny, tłumacząc się różnymi rzeczami — a to kredyt, a to kariera, a to ogólne problemy na świecie. Rozumiałam ich, ale nie mogłam się doczekać nowej roli. W końcu padło to upragnione zdanie:
Mamo, zostaniesz babcią.
Ogarnęła mnie istna euforia. Oczywiście, jak każda porządna babcia, od razu złożyłam obietnicę, że wesprę ich, jak tylko będę mogła i że kupię wózek. Synowa najpierw trochę kręciła nosem, ale w końcu się zgodziła.
Moja relacja z powinowatą jest nie najsłodsza. Zawsze była osobą niezwykle upartą, uważając, że ona wie wszystko najlepiej. Z kolei ja jestem typem człowieka, który nieco inaczej podchodzi do życia. Pamiętam na przykład, jak przy świątecznym stole nietaktownie poprosiłam o pieprz do pierogów, bo za słabo je doprawiła i do dziś mam wrażenie, że te słowa ważą nad naszymi stosunkami niczym ciemna chmura.
No, ale przecież dla Kubusia zrobię wszystko.
- pomyślałam i ucieszyłam się, że mogę dołożyć swoją cegiełkę do wygodnego dzieciństwa mojego wnusia.
Canva
Złośliwa powinowata wybrała najdroższy model dostępny w sklepie
Justyna postanowiła jednak podnieść poprzeczkę. Już na drugi dzień po tym, jak padła propozycja zakupu wózka, synowa zaczęła przeglądać oferty, a ja naiwnie myślałam, że wybierze coś w rozsądnej cenie. Po kilku dniach intensywnych poszukiwań w internecie i czytania opinii zabrałam ją do sklepu, a ona wskazała palcem na najbardziej wypasiony model. Miał wszystko: złote felgi, amortyzację lepszą niż w moim aucie, ergonomiczną rączkę, specjalny uchwyt na smartfon i osobny na termos z kawą.
Kiedy ujrzałam cenę, zachodziłam w głowę, czy Kubuś naprawdę będzie potrzebował takich luksusów. Poczułam złość na Justynę. Przecież ona mogła wybrać coś tańszego. Po chwilowej frustracji i kilku głębokich oddechach zaczęłam zastanawiać się, czy to jakaś próba testowania granic babcinej miłości.
A ja przecież każdy test na idealną babcię przejdę. Po chwili wklepałam kod do karty w terminalu i lżejsza o parę tysięcy wróciłam do domu, czując się spełnioną babcią. Bo tak jak już wspominałam, dla mojego wnusia zrobię wszystko.