"Po ślubie z mężem zamieszkaliśmy u jego rodziców. Na początku wszystko wydawało się całkiem w porządku, bo teściowie są mili i z dobrego serca, udostępnili nam część swojego domu. Daliśmy sobie radę z reorganizacją przestrzeni, udało się jakoś poukładać codzienne obowiązki, no i oczywiście z wdzięczności za to, że możemy z nimi mieszkać, staram się pomagać teściowej, gdzie tylko mogę. Sprzątam, gotuję, załatwiam sprawunki, ale pomocy w jej ogromnym ogrodzie, to już nie zdzierżę. Nie cierpię grzebać w ziemi".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Prześlij swoją historię na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Pomagam teściowej w wielu sprawach
Codzienne życie wygląda tak, że sporo czasu spędzam w domu, pomagając w sprzątaniu, gotowaniu i innych domowych obowiązkach. Zwykle słyszę przy tym różne uwagi, ale staram się to przyjmować na spokojnie, w końcu jestem w czyimś domu i nie chcę wywoływać konfliktów. Czasami teściowa potrafi mi powiedzieć, że mogłabym coś robić inaczej, szybciej lub dokładniej, ale rozumiem, że każdy ma swoje standardy. Trudno, zaciskam zęby, w końcu to tylko porządki.
Pomagam również poza domem – zdarza mi się pojechać do sklepu albo załatwić jakieś sprawy w mieście. W takich sytuacjach czuję, że naprawdę mogę się przydać, a teściowie doceniają moją pomoc. W sumie, dopóki chodzi o takie zadania, staram się nie narzekać i przyjmować to jako część codziennego życia w ich domu. Nawet te uwagi, które czasami słyszę podczas tych obowiązków, próbuję puścić mimo uszu, bo rozumiem, że każdy z nas ma swoje przyzwyczajenia.
Canva
Nie cierpię pracy w ogrodzie
Ale jest jedna rzecz, której naprawdę nie mogę znieść, i to ona sprawia, że coraz częściej zaczynam się w tej sytuacji dusić. Chodzi o pracę w ogrodzie. Teściowa ma ogromny ogród – wielki jak pole – pełen krzewów, kwiatów, warzyw. Cała masa pracy, którą ona wręcz uwielbia, ale ja tego nie cierpię. Nie chcę być niewdzięczna, ale naprawdę, babranie się w ziemi, plewienie, sadzenie czy podlewanie to dla mnie koszmar. Wiem, że wiele osób uwielbia ogrodnictwo, relaksuje się przy tym i ma satysfakcję z tego, co wyrośnie, ale ja po prostu nie mam do tego serca.
Każdego dnia, gdy teściowa zaciąga mnie do ogrodu, czuję, że to nie dla mnie. Staram się jakoś przełknąć to wszystko, ale naprawdę trudno mi to wytrzymać. Jest tego po prostu za dużo – krzewy róż, jakieś inne kwiaty, których nawet nie potrafię nazwać, a do tego te warzywa, których nienawidzę plewić. Moje dłonie po kilku godzinach pracy w ziemi są suche, bolące, a plecy ledwo trzymają się w pionie. A teściowa, z uśmiechem na twarzy, nadal potrafi wskazać kolejne grządki, które „trzeba by zrobić”.
Dla niej to czysta przyjemność, a ja ledwo powstrzymuję się od ucieczki. Moje ciało protestuje, a psychika chyba jeszcze bardziej. Boję się powiedzieć teściowej, że nie lubię pracować w ogrodzie. W końcu, jak już wspominałam, jesteśmy im wdzięczni za to, że możemy tu mieszkać. Nie mogę się więc skarżyć.
Chciałabym znaleźć złoty środek, ale na razie czuję się jak na rozdrożu – między chęcią zachowania dobrej atmosfery w rodzinie a własnym komfortem i zdrowiem psychicznym. Zaczynam nawet zastanawiać się, czy nie powinnam z mężem porozmawiać o tym, żeby może jednak pomyśleć o przeprowadzce, nawet jeśli miałoby to oznaczać więcej kosztów i obowiązków.
Klaudia