"Mój mąż to młody, zdolny facet, z dobrego domu. Jest ujmujący i inteligentny, tyle że wciąż szuka swojej drogi w życiu, a rodzice mu pomagają i kibicują. I pomyśleć, że ja się dałam na to złapać. Jacek potrafi się wypowiedzieć na każdy temat, wszystkim się interesuje, ale nie potrafi znaleźć pracy i wstać z wyra przed dwunastą. Nigdy nie oczekiwałam, że on będzie mnie utrzymywał, ale nie ma opcji, że to ja będę utrzymywać nas oboje, zanim mój zmęczony spaniem do południa i zagubiony małżonek się odnajdzie".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Wyszłam za mąż za lekkoducha i już żałuję
Z Jackiem znam się od czasów szkolnych. Chodziliśmy do równoległych klas, on pochodził z tzw. dobrego domu. Zawsze korepetycje, dodatkowe zajęcia. Ja musiałam do wszystkiego dojść sama. Ale wtedy nawet nie przyszło mi do głowy, że to może nas poróżnić.
Już wtedy wpadł mi w oko, ja jemu zresztą też. Nasze uczucie rozwijało się przez kilka lat. W końcu dwa lata temu wzięliśmy ślub, a ja spodziewałam się dalszego progresu. Niestety, coraz częściej mam wrażenie, że nic więcej z tego małżeństwa nie będzie.
On jest kompletnie niesprawny życiowo, jakby się urwał z choinki. "Lekkoduch" to delikatnie powiedziane. Nawet nie chce myśleć o tym, by zapewnić byt rodzinie, bo jest skupiony na sobie i swoim wnętrzu. Po 2 latach małżeństwa zaczyna mnie to naprawdę uwierać.
Coraz częściej uświadamiam sobie, że ja i Jacek jesteśmy z dwóch różnych poziomów. Mamy po tyle samo lat, a jakbyśmy byli na kompletnie innych etapach życia. Ja już dawno skończyłam studia. On zaledwie kilka razy zaczął, bo szukał swojej drogi. W każdych coś mu się nie podobało i rezygnował.
Ja i mąż mamy zupełnie inne priorytety i tryb życia
Nasz dzień powszedni wygląda zupełnie inaczej. Ja wstaję o 6 rano i siadam do pracy, żeby o 14 mieć już skończone i drugą połowę dnia wolną. Zaczynam już myśleć o założeniu rodziny, w końcu zegar tyka. 30 lat to już ten czas.
On myśli głównie o tym, jak jest zmęczony. Codziennie śpi do 12-13, a potem nocami traci czas przed komputerem do bladego świtu. Niby dokształca się, ale jakoś nie widać efektów. Wstaje na obiad, o ile ja zdążę coś ugotować. Co z tego, że mu tłumaczę, z czego wynika to jego zmęczenie.
Gdyby wiódł normalny tryb życia i wstawał rano jak ludzie, to by potem nie musiał odsypiać do popołudnia. Z takim modelem funkcjonowania nigdy nie zostanie ekspertem w żadnej dziedzinie, chyba że marnowania sobie życia. To mu wychodzi świetnie. Usprawiedliwianie siebie także.
Od pół roku Jacek nie pracuje, bo musiał odpocząć. Studiów nie skończył, choć próbował chyba trzech kierunków. Rodzice opłacili, więc nie miał motywacji, by doprowadzić sprawę do końca. Przecież jemu się należy, a w dodatku za to nie płacił, więc nie odczuł, że cokolwiek przepadło. Łatwo przyszło, łatwo poszło.
Jacek potrafi się wypowiedzieć na każdy temat, wszystkim się interesuje, ale nie potrafi znaleźć pracy i wstać z wyra przed dwunastą. Nigdy nie oczekiwałam, że on będzie mnie utrzymywał, ale nie ma opcji, że to ja będę utrzymywać nas oboje, zanim mój zmęczony spaniem do południa i zagubiony małżonek się odnajdzie.
A ja się dałam na to wszystko nabrać. Żałuję, że za niego wyszłam. Oczekiwałam, że za męża będę miała ogarniętego, elokwentnego faceta, a potem ojca dla naszych dzieci. A nie zagubionego wiecznego chłopca na garnuszku moim lub rodziców.
Ewelina