"Jan jest człowiekiem biznesu. Wszystko ma poukładane w kalendarzu na kilka miesięcy do przodu w swojej firmie i w naszym życiu. Wakacje, uroczystości rodzinne, spotkania towarzyskie. Najgorsze jest jednak to, że nawet mnie traktuje bardziej jak swoją asystentkę, a nie żonę i matkę dzieci. Czasem czuję się tak, jak bym pracowała dla niego, a nie tworzyła ognisko domowe".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Mój mąż jest człowiekiem sukcesu
Jako dyrektor w dużej firmie zarządza ludźmi, projektami, budżetami — i naszym domem. Od kiedy pamiętam, zawsze miał kontrolę nad wszystkim, co się dzieje wokół niego. Kalendarz to jego druga Biblia. Wakacje, święta, spotkania rodzinne – wszystko zaplanowane z wyprzedzeniem, z dokładnością co do minuty. W teorii to powinno mi ułatwiać życie. Przynajmniej wszystko mamy uporządkowane, nic nie dzieje się przypadkiem. W praktyce jednak to trochę inna historia.
Gdy na coś nie ma miejsca w jego grafiku, to po prostu się nie wydarzy. Czasem wydaje mi się, że zaplanował nasze życie – jakby było kolejnym projektem do zrealizowania. Nasz dom stał się dla niego biurem, a ja jego asystentką.
Nie czuję się jego partnerką
Najbardziej boli mnie to, że nie jestem dla niego partnerką, ale kimś, kto ma dbać, by jego codzienność działała bez zarzutu. Mam wrażenie, że zapomina, iż jestem jego żoną, a nie kolejnym elementem układanki w firmie. Wszystko, co robimy, jest pod kontrolą – nasze posiłki, czas spędzany z dziećmi, weekendowe wyjazdy. Jakby nic nie mogło wydarzyć się spontanicznie, bo przecież niespodzianki to strata czasu.
Kiedy patrzę na naszą relację z dystansu, coraz częściej myślę, że Jan po prostu nie potrafi odłączyć trybu dyrektora, nawet w domu. Zamiast pytać mnie o zdanie, przekazuje instrukcje. Zamiast wspólnego podejmowania decyzji, dostaję gotowe rozwiązania, a moją rolą jest je zrealizować.
Oczywiście, doceniam to, że stara się, by wszystko było dopięte na ostatni guzik. Ale niestety zapomniał o tym, że jestem kobietą, że mam swoje potrzeby.
Czasem jest mi przykro, że mój mąż nie widzi mnie w swoim życiu. Przyzwyczaiłam się trochę do tego. Ale chciałabym jeszcze poczuć się kobietą. Ale narazie muszę to jakoś wytrzymać. Jak nie dla siebie, to dla naszych dzieci.
Marianna