"Bożena to zdecydowanie nadopiekuńcza mamuśka. Rozumiem, że ma jednego syna i chciałaby dla niego to, co najlepsze, ale odkąd jestem jego żoną — a mija już pięć lat, to powinna zaakceptować fakt, że teraz to ja dbam o niego i on nie narzeka, wręcz przeciwnie. Zawsze mnie chwali. Niestety teściowa nie podziela jego entuzjazmu i uważa, że nie umiem ugotować mężczyźnie porządnego obiadu. A gdy na stole widzi dania z zieleniną w roli głównej, to od razu ma ochotę pobiec do kuchni, aby usmażyć solidnego kotleta".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Facet musi zjeść po męsku
Teściowa to zdecydowanie przypadek z tych "nadopiekuńczych mamuś". Bożena, bo tak ma na imię, przez te wszystkie lata nie przestaje dawać mi do zrozumienia, że jej synuś powinien jeść „po męsku”. Wiesz, takie typowe: mięso, tłuste sosy, smażone ziemniaczki. A u mnie na talerzu, cóż, zupełnie inny klimat – soczewica, warzywa, zdrowe kasze. Ja to nazywam zrównoważoną dietą, ale dla niej to chyba jakieś smutki kulinarne.
Gdy tylko pojawia się zupa krem z marchewki albo gulasz z ciecierzycy, Bożena zaczyna teatralnie kręcić głową. I nie, żeby się powstrzymała. Zawsze znajdzie sposób, żeby wtrącić swoje „dobre rady”. I mimo że Paweł zawsze mnie wspiera i mówi, że uwielbia moje jedzenie, to nie ma takiej siły, żeby przekonać matkę, że czasy schabowych na każdy obiad minęły.
Canva.com
Teściowa rządzi w mojej kuchni
Najgorzej, gdy przyjeżdża do nas z wizytą. Na początku myślałam, że po prostu siądzie, odpocznie, może obejrzy jakiś serial. Ale gdzie tam! Wkracza do mojej kuchni jak do swojego królestwa. Zaczyna od otwierania garnków, zaglądania pod pokrywki, a później – oczywiście! – pojawia się krytyka.
Oczywiście, nie robi tego ze złą intencją. Po prostu wychowała się w innych czasach, gdzie bezmięsne danie to była przekąska, a nie pełny obiad. Ale kurczę, minęło pięć lat od ślubu! Nie mogła zaakceptować, że Paweł, choćby nie wiem, co, nie ma zamiaru wracać do starego menu. On naprawdę lubi te wszystkie warzywa, o których wcześniej nie miał pojęcia, i to wcale nie jest przymus. Ale Bożena dalej swoje – że jana siłę chcę, aby był fit i że przecież nie tak powinna wyglądać męska dieta.
Chyba już zaakceptowałam fakt, że nigdy się nie dogadamy w kwestiach kulinarnych. No cóż, robię swoje i nie zamierzam tego zmieniać. Zupa krem z brokułów zostaje, a teściowa może sobie smażyć kotlety u siebie.
Andzia