"Rok za rokiem mijał, a po odejściu żony, zostałem na świecie sam. Miałem w sumie jedną córkę, Elwirkę, ale ona od lat o starym ojcu zapomniała. O tym, co się u niej dzieje wiedziałem od kolegów. Córka nie dzwoniła, nie przyjeżdżała na święta, a mnie pogrążał z każdym dniem smutek, bo nie tak z żoną wychowywaliśmy nasze dziecko. Karta się jednak odmieniła, gdy wygrałem sporą sumkę w zdrapkach. Nagle zadzwonił telefon, a w progu domu stanęła moja jedyna córa".
Publikujemy list naszego czytelnika. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Córka od lat do mnie nie dzwoniła
Znałem ją tylko z opowieści sąsiadów i przypadkowych spotkań z jej dawnymi znajomymi. Elwira, moja jedyna pociecha, była kiedyś tak blisko mnie, a teraz jakby rozpłynęła się w świecie, który nie miał dla mnie drzwi. Żona zmarła kilka lat temu, a ja zostałem sam, jak palec. Dom, kiedyś pełen ciepła i śmiechu, teraz dzwonił tylko pustką. Święta spędzałem w towarzystwie telewizora i starzejących się wspomnień.
Ludzie mówili, że Elwira wyjechała, że ma teraz swoją rodzinę, swoje życie. Nie dzwoniła. Czasem łapałem się na tym, że spoglądałem na telefon, czekając, aż zaświeci się ekran, ale ten zawsze milczał. Już prawie się pogodziłem z tym, że tak to będzie wyglądać do końca moich dni – ja, samotny staruszek, we własnych czterech ścianach.
Los postanowił zrobić mi niespodziankę
Poszedłem do sklepu po chleb, a wróciłem z kilkoma zdrapkami, bo co mi szkodziło. Lubiłem czasem postawić sobie wyzwanie – tak, żeby coś się działo w tej mojej nudnej codzienności. I nagle – jakby piorun strzelił – jedna z tych zdrapek okazała się wygraną. Dużą. Tak dużą, że nawet nie wiedziałem, jak to pojąć. Zwycięzca, ja, taki stary zgred, co nawet nie liczył na szczęście.
Nie minęło kilka dni, a nagle zadzwonił telefon. Spojrzałem na wyświetlacz i prawie serce mi stanęło – Elwira. Po tylu latach, w końcu. Odebrałem, głos mi drżał, a ona pytała, co u mnie, jak się czuję. Niby normalna rozmowa, ale wiedziałem, że coś jest na rzeczy. Następnego dnia stała w moim progu. Tego nie spodziewałem się wcale. Moja Elwira, z którą nie rozmawiałem od lat, nagle przyjechała.
Przez kilka dni było wręcz idyllicznie. Gotowaliśmy razem, siedzieliśmy przy herbacie i rozmawialiśmy o dawnych czasach. Miałem wrażenie, że naprawdę wracamy do siebie. Ale coś nie dawało mi spokoju. Czasem zauważałem, że Elwira robiła dziwnie długie pauzy, jakby coś knuła, zanim odpowiedziała na pytania o swoje życie.
Pewnej nocy, kiedy myślała, że śpię, podsłuchałem jej rozmowę przez telefon. Rozmawiała z mężem. Jej głos był ostry, zupełnie inny niż ten, którym mówiła do mnie w ciągu dnia.
Staruszek pewnie odda wszystko, byle tylko myśleć, że jeszcze ma córkę. Muszę tylko poczekać na odpowiedni moment.
Chodziło jej tylko o kasę. A ja naiwnie wierzyłem, że może znowu będzie jak dawniej.
Rano, przy śniadaniu, patrzyłem na nią inaczej. W jej oczach nie było tej ciepłej iskry, tylko zimna kalkulacja. Wiedziałem, co muszę zrobić. Kiedy zaczęła delikatnie wspominać o mojej wygranej, o tym, jak „mogłaby mi pomóc zainwestować”, przerwałem jej. Kazałem jej wrócić do domu. Odjechała z krzykiem.
Nie liczę już na to, że kiedykolwiek będziemy rodziną.
Marian