"Od jakiegoś czasu syn z synową mieszkają u mnie. Z początku wydawało się to dobrym rozwiązaniem, ale teraz zaczyna być źródłem narastających problemów. Główna trudność polega na tym, że synowa w ogóle nie bierze pod uwagę moich sugestii i zdaje się ignorować fakt, że będąc pod moim dachem, powinna liczyć się z moim zdaniem".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Prześlij swoją historię na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Syn z synową mieszkają u mnie
Kiedy zaproponowałam synowi, aby zamieszkali u mnie, robiłam to z dobrego serca. Chciałam pomóc im na starcie, dać im trochę czasu, aby mogli odłożyć pieniądze na swoje mieszkanie. Niestety, szybko zaczęło być jasne, że moje dobre intencje nie spotkały się ze wzajemnością. Synowa, zamiast docenić to, że nie muszą martwić się o koszty wynajmu i inne wydatki związane z utrzymaniem, zaczęła zachowywać się tak, jakby dom był jej własnym, a ja stałam się w nim niemalże gościem.
Oczywiście, rozumiem, że młodzi mają swoje potrzeby i swoje pomysły na życie. Nie jestem z tych, którzy narzucają innym swoje zdanie na siłę. Ale skoro mieszkają u mnie, to uważam, że pewne kwestie powinny być uzgadniane. Niestety, synowa zdaje się tego zupełnie nie rozumieć. Na przykład, kiedy zwróciłam uwagę, że w kuchni panuje bałagan, a ja lubię, gdy wszystko jest na swoim miejscu, spotkałam się z ignorowaniem. Zamiast zająć się sprawą, usłyszałam od niej, że każdy ma swoje przyzwyczajenia i że ona nie zamierza zmieniać swoich nawyków. Takie podejście bardzo mnie zabolało, bo przecież to jest mój dom, moje zasady, a jej słowa sugerowały, że nie ma zamiaru się do nich dostosowywać.
Synowa nie słucha moich próśb
Innym razem poprosiłam, by uprzedzali mnie, jeśli zamierzają gdzieś wyjść, żeby wiedzieć, kiedy mogę się spodziewać ich powrotu, czy kiedy mogę planować wspólne posiłki. Myślałam, że to naturalne, by w takim układzie dbać o wzajemne porozumienie i współpracę. Jednak synowa uznała, że to niepotrzebne kontrolowanie i że wcale nie muszą mnie informować o każdym kroku. Czułam, jakby całkowicie ignorowała to, że ja, jako gospodyni, mam prawo wiedzieć, co się dzieje w moim własnym domu.
Najbardziej jednak boli mnie to, że synowa zdaje się w ogóle nie szanować mojej opinii, nie próbując nawet zrozumieć, że wiele z tych rzeczy, o które proszę, wynika z doświadczenia, a nie chęci narzucenia swojego zdania. Mam wrażenie, że dla niej jestem tylko przeszkodą, kimś, kto zrzędzi i się czepia. Czasami, gdy zwracam uwagę na jakąś kwestię – czy to sposób prowadzenia domu, czy podejście do codziennych spraw – widzę, że po prostu mnie ignoruje, albo patrzy na mnie z politowaniem. To naprawdę przykre, zwłaszcza że starałam się zawsze być życzliwa i pomocna.
Nie chcę syna stawiać w trudnej sytuacji ani powodować konfliktów, ale zaczyna to przekraczać moje granice. Czuję się zagubiona i sfrustrowana, a nade wszystko – niewysłuchana i ignorowana we własnym domu.
Mariola