"Mój syn był zawsze niezależnym, odpowiedzialnym mężczyzną. Aż do momentu, kiedy do jego życia wkroczyła moja synowa. Od chwili, gdy się pobrali, widzę, że mój Andrzejek zupełnie zmienił swoje zachowanie – niestety, nie na lepsze. Mam wrażenie, że jest całkowicie podporządkowany swojej żonie i chodzi przy niej, jak w zegarku".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Prześlij swoją historię na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Początkowo synowa wydawała się miła i sympatyczna
Nigdy nie miałam złych intencji wobec mojej synowej. Gdy mój syn przedstawił mi ją po raz pierwszy, ucieszyłam się, że znalazł kogoś, z kim chce spędzić życie. Wydawała się miła i sympatyczna, a ja wierzyłam, że stworzą razem szczęśliwy dom. Jednak z biegiem czasu zaczęłam dostrzegać pewne niepokojące sygnały. Najbardziej martwi mnie to, że Andrzejek, który zawsze potrafił podejmować decyzje samodzielnie, teraz niemalże w każdej sprawie pyta o zgodę swoją żonę.
Najpierw dotyczyło to małych rzeczy – np. jakie mają plany na weekend, czy kiedy mogę ich odwiedzić. Jednak teraz sprawa zaszła o wiele dalej. Doszło do tego, że mój syn nie jest w stanie sam podjąć decyzji nawet w najbardziej podstawowych kwestiach. Gdy chcę się z nim spotkać, zawsze musi się najpierw skonsultować z żoną. Każda propozycja, każde pytanie – wszystko musi być przefiltrowane przez nią. Nie mówię tu tylko o kwestiach związanych z ich wspólnym życiem, ale także o sprawach, które powinny dotyczyć tylko jego – na przykład nasze rodzinne tradycje, które nagle stały się problemem, bo synowa uważa, że "są zbyt staroświeckie".
Synowa kontroluje mojego syna
Zaczęłam zauważać, że wszystko w życiu mojego Andrzejka jest podporządkowane jej harmonogramowi. Jeśli ona zdecyduje, że coś jest dla niego nieodpowiednie, to on automatycznie się z tym zgadza, nawet jeśli wcześniej miał inne plany. Kiedyś mieliśmy z synem bardzo bliską relację, ale teraz coraz rzadziej się spotykamy, a gdy już do tego dochodzi, mam wrażenie, że on jest stale zestresowany, jakby bał się, że narazi się na jej niezadowolenie. To, co najbardziej mnie boli, to fakt, że coraz rzadziej mówi o swoich własnych odczuciach i potrzebach. Wszystko kręci się wokół tego, co "ona uważa", "ona chce" lub "ona potrzebuje". Jakby jego własne zdanie przestało mieć jakiekolwiek znaczenie.
Kiedy próbuję delikatnie porozmawiać z nim na ten temat, szybko zbywa mnie, mówiąc, że wszystko jest w porządku i że ona po prostu "wie, co jest dla niego najlepsze". A ja czuję, że synowa ma nad nim nadmierną kontrolę i manipuluje nim w taki sposób, że mój syn nawet tego nie zauważa.
Z bólem muszę też przyznać, że czuję się odsunięta. Czuję, że moje miejsce w jego życiu zostało zredukowane do roli drugoplanowej, a przecież byłam tą, która wspierała go przez całe życie, dbała o jego dobro i marzyła, aby był szczęśliwy.
Wiesia