"Moja narzeczona i ja planujemy ślub, a jak wiadomo, ślub to jedno z najważniejszych wydarzeń w życiu. Niestety, od momentu, gdy zaczęliśmy planować nasze wesele, czuję, że tracę kontrolę nad tym, co miało być najpiękniejszym dniem naszego życia. A wszystko przez różnice w oczekiwaniach między moją narzeczoną a moją mamą".
Publikujemy list naszego czytelnika. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Prześlij swoją historię na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Narzeczona chce skromnego wesela
Moja narzeczona jest osobą romantyczną i introwertyczną. Zawsze marzyła o skromnym, kameralnym weselu, w którym uczestniczyliby tylko najbliżsi przyjaciele i rodzina. Dla niej najważniejsza jest atmosfera i spokój. Marzy o ceremonii w jakimś pięknym, ale spokojnym miejscu – może to być klimatyczny ogród, mała sala w wiejskim dworku, coś na świeżym powietrzu, bez zbędnych przepychów.
Z drugiej strony mamy moją mamę, która ma zupełnie inną wizję. Dla niej wesele to powinno być wielkie, huczne wydarzenie, najlepiej w eleganckiej, dużej sali z setkami gości. Marzy o wystawnym przyjęciu z kilkoma daniami, orkiestrą, stołem wiejskim, pokazem fajerwerków i tortem, który wyglądałby, jak dzieło sztuki. Uważa, że ślub to wydarzenie nie tylko dla nas, ale też dla całej rodziny i że powinno się zaprosić wszystkich, nawet dalekich krewnych, z którymi nie utrzymujemy bliższego kontaktu. Co więcej, ma nadzieję, że wesele będzie doskonałą okazją, żeby pochwalić się przed rodziną i znajomymi tym, jak dobrze nam się układa.
Mama nalega na huczne przyjęcie weselne
Problem polega na tym, że im bardziej mama naciska na swoje pomysły, tym bardziej czuję, że oddalamy się od tego, co naprawdę chciałem ja i moja narzeczona. Z jednej strony nie chcę zranić mamy, ani sprawić, żeby czuła się wykluczona z przygotowań. Z drugiej strony to przecież nasz ślub, a nie jej i to my powinniśmy zdecydować, jak ma wyglądać ten dzień. Narzeczona stara się być cierpliwa i spokojnie tłumaczy swoje zdanie, ale widzę, że coraz trudniej jej utrzymać nerwy na wodzy. Rozmowy na ten temat stają się dla niej bardzo frustrujące, a ja nie chcę, żeby przez to jej radość z planowania ślubu malała.
Coraz częściej czuję się, jakbym stał między młotem a kowadłem. Nie chcę zawieść ani jednej, ani drugiej ważnej kobiety w moim życiu, ale mam wrażenie, że jakakolwiek decyzja, którą podejmę, narazi mnie na konflikt z którąś z nich. Chciałbym, żeby ten dzień był wyjątkowy nie tylko dla mnie i mojej przyszłej żony, ale żeby mama również poczuła się doceniona. Ślub to przecież wydarzenie, które ma nas łączyć, a nie dzielić. A ja nie chcę, by ten dzień stał się źródłem niepotrzebnych napięć.
Piotrek