"Trudno w tym naszym kraju przeżyć mają do dyspozycji tak niską emeryturę. Ja przez całe życie pracowałam i mąż też, teraz faktycznie należy nam się odpoczynek i wprawdzie jakoś wystarcza, by związać koniec z końcem, ale gdybym chciała jeszcze od życia czegoś więcej (a chcę), to musiałabym dorobić. Znalazłam sposób na dodatkowe środki, ale mąż o nim nie wie, bo nie byłby zadowolony".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Ciężko jest tak żyć
Przyznaję, że ciężko jest tak żyć. Ja jestem i zawsze byłam bardzo ambitną kobietą. Dawałam z siebie więcej, niż oczekiwano, ale jako że mocno się poświęcałam różnym zajęciom, mogłam żyć na dobrym poziomie. Niczego mi nie brakowało i do tego przywykłam.
Gdy jednak dowiedziałam się, ile będzie wynosiła moja emerytura, załamałam się. Wiedziałam, że za to przeżyjemy, no ale poziom tego życia znacząco się zmieni. No i tak się stało. Wystarcza, owszem, ale na podstawowe leki i produkty spożywcze, a ja zawsze chciałam od życia czegoś więcej.
Znalazłam na to sposób
Jak to ja, zawsze mam w rękawie jakiegoś asa. Nie rozpaczam, tylko szukam rozwiązania problemów. Udało mi się wymyślić, jak dorobić do naszej emerytury. I połączyłam w tym swoją pasję.
Mój mąż niestety twierdzi, że teraz powinnam tylko odpoczywać. On nadrabia czytanie książek, które zbierał przez lata i wkręcił się w seriale. Ale ja tak nie potrafię. Zawsze byłam aktywna, nie tylko zawodowo.
Dlatego gdy mąż już zasypia, ja wymykam się na piętro i wyjmuję swoje włóczki. Tak, wiem, że to nic zakazanego nawet na emeryturze, ale co innego robić sobie tak o, dla siebie, czy dla rodziny, a co innego na sprzedaż, a ja moje małe dzieła sprzedaję.
Zastanawiam się nad czymś jeszcze
W dodatku zastanawiam się nad czymś jeszcze. Moja kreatywność naprawdę nie zna granic, a ja od zawsze marzyłam o własnej marce odzieży. Nareszcie mam czas na to, żeby szyć. Oczywiście gdybym powiedziała o tym mężowi, to on by mnie wyśmiał, że na stare lata mi się zachciało rzucać na głęboką wodę.
Ale ja sobie myślę, że warto zawalczyć o swoje marzenia. Uda się wybić, to się uda. Nie, to nie. Moje misiulki włóczkowe tulą już dzieci w całej Polsce i jest na nie kolejka. Może z ubraniami będzie tak samo, a ja wreszcie poczuję się doceniona.
Oczywiście zacznę też w tajemnicy przed mężem. A przyznam mu się dopiero, jak już odłożę więcej pieniędzy. A wtedy zabiorę go na wycieczkę, o której od zawsze marzy, ale nigdy nie było nas na nią stać, mimo iż żyliśmy dobrze. Marzenia są po to, żeby je spełniać.
Grażyna