"Grażyna codziennie klepie zdrowaśki w pierwszym rzędzie w kościele i prosi o wielkie nawrócenie na dobrą drogę swojego syna. Jesteśmy już pięć lat po ślubie, a ona uważa nadal, że Michał powinien wrócić do swojej pierwszej dziewczyny. Tylko ją uważa, że dobry materiał na żonę i wierzy, że modlitwa pomoże. Mój mąż nie reaguje na jej wybryki, ale ja mam już tego serdecznie dość".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Świekra modli się za nawrócenie mojego męża
Nie przesadzam ani trochę. Grażyna, bo tak ma na imię, od pięciu lat, odkąd tylko Michał i ja jesteśmy po ślubie, regularnie zasiada w pierwszym rzędzie w kościele, obłożona różańcami i obrazkami świętych, i prosi o cud. A tym cudem miałoby być to, że jej syn w końcu „otworzy oczy” i zostawi mnie, wracając do swojej byłej dziewczyny. Modli się o to, żeby Michał, mój mąż, zostawił swoją żonę i wrócił do eks, z którą zerwał lata temu. Dla niej to ta jedyna, prawdziwa, idealna kandydatka na synową.
Każdego ranka, bez względu na pogodę, Grażyna wyrusza do kościoła. Można by pomyśleć, że ma jakieś inne sprawy na głowie – może zdrowie, może wnuki (których jeszcze nie mamy, ale i o to się pewnie modli) – ale nie. Całą swoją duchową energię inwestuje w to, żeby Michał wrócił na „właściwą ścieżkę.” Czasem wyobrażam sobie, jak tam siedzi, wzdycha ciężko, kiedy ksiądz zaczyna kazanie, i w myślach przekłada wszystko na naszą sytuację.
A prawda jest taka, że Michał nigdy nawet nie wspomina o swojej byłej, a co dopiero miałby do niej wracać. To, że Grażyna ma obsesję na punkcie tej dziewczyny, jest dla nas źródłem nieustających kpin. Pięć lat po ślubie, a ona ciągle uważa, że ja jestem tylko chwilową pomyłką, etapem przejściowym. Co najgorsze, ona chyba naprawdę wierzy, że jej modlitwy coś zmienią.
Cały czas jestem pod jej czujnym okiem
Za każdym razem, gdy widzimy się na rodzinnych spotkaniach, czuję ten jej wzrok. Zawsze patrzy na mnie z góry, z tym swoim charakterystycznym uśmieszkiem. Niby jesteśmy na tych spotkaniach uprzejmi, wymieniamy kilka zdań o pogodzie, o pracy, o codziennych sprawach, ale pod tym wszystkim czuję, jak kipi. Jakby tylko czekała na odpowiedni moment, żeby przypomnieć mi, że to ona miała rację, że jej modlitwy w końcu zostaną wysłuchane.
Czasami zastanawiam się, co by się stało, gdyby Michał wziął ją na poważnie. Gdyby nagle postanowił „nawrócić się” na jej wersję rzeczywistości. Ale wtedy szybko przypominam sobie, że Michał jest zbyt zdrowo myślącym człowiekiem, żeby dać się wciągnąć w jej religijne fantazje. On po prostu macha na to ręką. Ale ja nie zawsze potrafię to ignorować.
Z jednej strony, wiem, że jej starania są bezsensowne, ale z drugiej… czasem nie mogę się powstrzymać, żeby nie czuć irytacji.
Może i jestem cierpliwa, ale cierpliwość ma swoje granice. Może w końcu powinnam sama pójść do tego kościoła i poprosić o trochę spokoju – nie dla Michała, ale dla siebie.
Eleonora