"W dniu ślubu, w kościele zauważyłam mojego ojca, którego nie widziałam od 10 lat. Po ceremonii, gdy już składano nam gratulacje, podeszłam do niego. Pomimo że miałam bardzo mieszane uczucia, zaprosiłam go na przyjęcie weselne".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Prześlij swoją historię na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Ojciec zostawił nas 10 lat temu
Mój ojciec odszedł od nas, gdy miałam zaledwie 15 lat. To było 10 długich lat temu. Z dnia na dzień zniknął z naszego życia bez słowa wyjaśnienia, pozostawiając mnie i moją mamę. Przez te lata nie utrzymywał z nami kontaktu. Nie wiedziałam, gdzie mieszka, co robi, ani dlaczego postanowił nas opuścić. Gdy planowałam swój ślub, nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby go zaprosić. Nie byłam pewna, czy w ogóle chciałby być częścią mojego życia, a poza tym nie miałam pojęcia, gdzie mógłbym go znaleźć.
W dzień mojego ślubu wszystko toczyło się zgodnie z planem. Byłam zdenerwowana, ale szczęśliwa, gotowa stanąć na ślubnym kobiercu z mężczyzną, którego kocham. Wchodząc do kościoła, nie mogłam jednak oprzeć się wrażeniu, że coś dziwnego wisi w powietrzu. Kiedy spojrzałam w stronę gości, zauważyłam twarz, której się nie spodziewałam – mojego ojca. Stał w tłumie, nieco na uboczu, ale jego obecność była dla mnie jak uderzenie pioruna. Serce zaczęło mi bić szybciej, a w głowie kłębiło się tysiące myśli.
Canva
Zaprosiłam ojca na przyjęcie weselne
Pomimo mieszanych uczuć – gniewu, zdziwienia i jakiejś dziwnej tęsknoty, postanowiłam go nie ignorować. Po ceremonii, gdy już składano nam gratulacje, podeszłam do niego. Mój ojciec, choć widocznie skrępowany, próbował uśmiechnąć się do mnie. Chwila była niezręczna, nie wiedzieliśmy, co powiedzieć.
Zaproponowałam mu, żeby dołączył do nas na przyjęciu. Było to trudne, ale czułam, że muszę to zrobić – nie tylko dla niego, ale także dla siebie.
Podczas wesela, kiedy już emocje trochę opadły, znalazłam chwilę, żeby porozmawiać z ojcem na osobności. Zapytałam go, dlaczego odszedł te dziesięć lat temu, dlaczego zostawił mnie i mamę. Jego odpowiedź była długa i bolesna, ale w końcu zrozumiałam. Powiedział mi, że tamtego czasu zmagał się z depresją, czuł się przytłoczony życiem, jakie prowadził, a także z problemami, które dotyczyły jego pracy i małżeństwa z moją mamą. W jego oczach widziałam głęboką skruchę. Przez lata nie potrafił znaleźć w sobie siły, by wrócić, bo bał się, że jest za późno. Kiedy dowiedział się o moim ślubie – przypadkowo, poprzez dawnego znajomego – postanowił, że musi spróbować. Nawet jeśli nie zostanie zaakceptowany, chciał zobaczyć mnie po raz pierwszy od dziesięciu lat.
Słuchając go, poczułam, jak topnieje we mnie gniew, który nosiłam w sercu przez te wszystkie lata. Zrozumiałam, że nie odszedł, bo nas nie kochał, ale dlatego, że sam nie potrafił sobie poradzić z własnym bólem. Choć nigdy nie usprawiedliwię jego decyzji, w tym momencie poczułam, że mogę mu wybaczyć. Zrobiło mi się go żal – człowieka, który stracił tak wiele przez swoje własne demony.
Pod koniec naszej rozmowy obiecaliśmy sobie, że spróbujemy odbudować naszą relację. Oczywiście, to nie będzie łatwe. Mój ojciec nie może cofnąć straconych lat, a ja nie mogę zapomnieć bólu, który wtedy czułam. Ale teraz, kiedy mamy tylko siebie, zwłaszcza że moja mama zmarła kilka lat temu, chcę dać nam obojgu szansę na odbudowanie więzi.
Ten dzień, który miał być po prostu świętem miłości między mną a moim mężem, stał się także początkiem nowej drogi – tej, którą będę szła z ojcem. Chociaż przyszłość jest niepewna, czuję, że podjęłam dobrą decyzję.
Mirka