"Uznawałam moją synową za rozsądną kobietę i bardzo się ucieszyłam, gdy powiedziała, że dostała propozycję nowej pracy, czekała ją tylko jeszcze rozmowa. Pamiętam, jak Marta przeglądała zawartość swojej szafy i nie była zbyt kontenta. Ostatnio sporo zrzuciła i stare ciuchy porobiły się za duże. Przyszłam więc z pomocą, a ona dziękowała z całego serca".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Nadarzyła się sposobność, by odwiedzić syna
Od dawna zbierałam się, żeby w końcu wsiąść w autobus i pojechać do mojego syna w odwiedziny. Akurat parę dni temu miałam w okolicy wizytę w przychodni, więc nadarzyła się okazja, a Bartek akurat był w domu. Przeziębił się, biedactwo, i został na pracy zdalnej. Marty nie było, ona codziennie jeździła do sklepu, chociaż szczerze nie znosiła tej roboty.
Pomyślałam więc, że wpadnę do syna i chociaż ugotuję mu zupę, żeby nie siedział głodny do czasu jej powrotu. A przy okazji pogadamy, bo dawno z nimi nie rozmawiałam. Właściwie od dwóch tygodni. Ostatni raz byli u mnie pod koniec sierpnia, a moja synowa wygadała się, że ma w najbliższym czasie trzy rozmowy o pracę. Ucieszyłam się.
Pamiętałam jednak, że u Marty krucho ostatnio z garderobą, a zawartość szafy synowej nie napawała optymizmem. Nie kupowała tego, czego nie potrzebowała, a w dyskoncie nie przydawały jej się eleganckie stroje. Zwłaszcza że moja synowa ostatnio sporo zrzuciła. Stare ubrania porobiły się za duże i w ten sposób została z paroma rzeczami.
Niedawno oddałam synowej najlepszą garsonkę
Dlatego gdy Marta zaczęła narzekać, że nie ma się w co ubrać i będzie musiała poprosić koleżanki o jakieś ciuchy, w lot zrozumiałam sugestię. Wyciągnęłam z szafy bardzo ładną garsonkę, jeszcze do niedawna moją ulubioną. Ołówkowa spódnica z dobrze skrojonym żakietem to taki klasyk, który nie wyjdzie z mody.
Ja przez całe życie przywiązywałam wagę do tego, by mieć niewiele ubrań, ale za to z górnej półki, z dobrych materiałów i fasonów. Wszystko przez to, że pracowałam z ludźmi na stanowisku reprezentatywnym. Miałam zawód, który wymagał tego, by wyglądać nienagannie i młodo. Nie jak babunia wracająca z kościoła.
Dałam Marcie tę garsonkę do przymierzenia i była zachwycona. Zestaw pasował na nią jak ulał, dostała więc tę garsonkę w prezencie, na szczęście. Synowa dziękowała wylewnie.
Gdy szłam przez osiedle syna, dostrzegłam na śmietniku swoją garsonkę
Myślałam, że Marta doceniła pomoc i założy tę garsonkę. W sumie szłam do syna także po to, by dopytać, jak jej poszło i czy ma już wyniki rozmów. Ale po drodze zdębiałam. Gdy szłam przez osiedle syna, dostrzegłam w otwartej wiacie śmietnikowej coś dziwnego. Na kracie wisiał wieszak, a na wieszaku coś jakby moja garsonka.
Podeszłam bliżej i rzeczywiście, strój okazał się moją ukochaną garsonką, którą nie tak dawno oddałam synowej. Zdenerwowałam się, jak ona mogła wystawić go na śmietnik. Przecież wystarczyło powiedzieć od razu, że nie chce ubrania ode mnie, albo oddać mi ten strój przy najbliższej okazji. Zgarnęłam stój do torebki i wróciłam do domu, tak się zirytowałam.
Zawiodłam się na Marcie. Nic już ode mnie nie dostanie, skoro tak się zachowała. A z synem muszę porozmawiać, bo jeśli chce po mnie cokolwiek odziedziczyć, to niech najpierw podpisze rozdzielność z tą niewdzięcznicą.
p. Jadwiga