"Nigdy czegoś takiego nie widziałam i nie słyszałam. Moja synowa ledwo co weszła do naszej rodziny, a spoufala się, jakbyśmy były sobie równe. Od razu po ślubie zaczęła się zachowywać, jakbyśmy były koleżankami i zwraca się do mnie po imieniu".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Prześlij swoją historię na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Synowa mówi do mnie po imieniu
Otóż proszę sobie wyobrazić, że od razu, jak tylko syn z synową zostali małżeństwem, ta panna zaczęła mówić do mnie po imieniu. Tak, dobrze słyszycie – po imieniu. Zero „mamo”, „proszę pani”, jak to czasem młode mężatki mówią. Od razu, bez ceregieli: „Marysia to, Marysia tamto”. A ja patrzę na nią i myślę sobie: „Dziewczyno, nie myśl, że będziesz się tak do mnie zwracać”.
Jeszcze przed ślubem to jakoś rozumiałam, bo niby to młodzi, niby nowoczesność, czasy się zmieniają, no to machnęłam ręką. Ale teraz to przesada. Ja całe życie pracowałam na szacunek, wychowywałam mojego syna na porządnego człowieka, a nie żeby jakaś panna, co to ledwie na świat przyszła, miała do mnie mówić jak do równej sobie. No, na to zgody nie ma. Ja sobie na taki brak szacunku nie pozwolę.
Jak widzę ją, jak przychodzi do nas na obiad i mówi: „Marysia super te ziemniaki zrobiła”, to aż mnie coś w środku ściska. Ja dla niej Marysia. Przecież jestem jej teściową, osobą, której powinna okazywać największy szacunek. Powinna mnie na rękach nosić, za to, że jej męża, mojego syna, tak porządnie wychowałam. A ona z imienia do mnie. Żarty jakieś.
Synowa zachowuje się, jakbyśmy były sobie równe
Mało tego, zachowuje się tak, jakbyśmy były sobie równe. Jakby to, że wyszła za mojego syna, dawało jej jakieś prawo do traktowania mnie jak koleżanki. Proszę sobie wyobrazić, że ostatnio, jak siedzieliśmy przy stole, ona śmiała się do mnie zwrócić i powiedzieć, żebym „wzięła sobie wolne i usiadła, bo przecież mamy gości, to i sama mogę odpocząć”. I to jeszcze takim tonem, jakbym ja tu była od obsługiwania wszystkich na zawołanie. Jakby ona mogła mi mówić, co mam robić. Ja całe życie pracowałam, opiekowałam się domem, a teraz jakaś młoda, ledwo po ślubie, będzie mi dyktować, kiedy mam odpocząć.
Nie wiem już, co robić, bo jak jej zwrócę uwagę, to pewnie zaraz będzie, że jestem złośliwa, że się czepiam, albo – co gorsza – że jestem zazdrosna o syna. A przecież to nie o to chodzi. Ja chcę tylko, żeby mnie traktowano z należytym szacunkiem, takim, na jaki zasłużyłam sobie przez lata pracy i wychowywania mojego syna.
Mnie się wydaje, że dzisiejsze młode kobiety nie wiedzą, jak to kiedyś było. Dawniej to synowe miały szacunek do teściowych, nie wyobrażały sobie mówić po imieniu, ani zwracać się z jakąś poufałością. A teraz nowoczesność, wolność i brak szacunku dla starszych.
Maria