"Przeszedłem na emeryturę. Zamiast wreszcie sobie odpocząć, to żona postawiła mnie do pionu — teraz ja mam się zajmować domem, a jej zachciało się na starość rozwijać. Powiem wam, że tych obowiązków domowych jest tyle, że wieczorem zmęczony zasypiam przy ulubionym serialu".
Publikujemy list naszego czytelnika. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Prześlij swoją historię na: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Emerytura miała być czasem odpoczynku
Myślałem, że emerytura będzie czasem na odpoczynek, że w końcu będę sobie mógł poleniuchować, obejrzeć spokojnie seriale, pójść na spacer, może gdzieś z kumplami. No, ale życie to nie bajka. Zamiast cieszyć się wolnością, żona postawiła mnie do pionu. Powiedziała, że skoro już siedzę w domu, to teraz ona chce nadrobić czas, który spędziła na sprzątaniu, gotowaniu i zajmowaniu się domem. Mówi, że teraz jej kolej, żeby się rozwijać. No i poszła na jakieś warsztaty. Na początku myślałem, że to żaden problem. Przecież tych obowiązków domowych wcale nie musi być dużo. Ale potem okazało się, że to nie taka prosta sprawa. Żona zapisała się na różne zajęcia – joga, ceramika, malowanie, no wszystko, o czym tylko marzyła przez lata. I ja zostałem z całym tym domem na głowie.
Oczywiście, żona mi na początku pokazała, jak się sprząta, gotuje, robi pranie i takie tam. Myślałem, że szybko się ogarnę. Ale nie. To jest jakaś katorga. Jak tylko wstaję rano, to już jest lista zadań do zrobienia. Najpierw łóżko pościelić, bo przecież musi być równo, potem kuchnia – naczynia umyć, zmywarka załadowana, to trzeba opróżnić, śniadanie zrobić, podłogę zamieść, bo przecież wszędzie się kurzy. A jeszcze pranie. Rano nastawić, potem powiesić, potem znowu prasowanie. A jak pranie wyschnie, to trzeba poskładać i poukładać w szafach. I to codziennie.
Z gotowaniem to też nie takie hop-siup. Zawsze myślałem, że zrobienie obiadu to nic trudnego, ale teraz wiem, że to wymaga czasu i cierpliwości. Najpierw trzeba iść do sklepu, a tam kolejki, potem wrócić, wszystko wyciągnąć, rozpakować. Potem krojenie, siekanie, gotowanie, przyprawianie – żeby smakowało, bo jak nie, to żona mi mówi, że jak już coś robię, to przynajmniej porządnie. A potem jeszcze te gary po gotowaniu. Zmywarka niby pomaga, ale nie wszystko można do niej wrzucić.
Canva
Wieczorem padam ze zmęczenia
Po całym dniu tyrania powinna czekać mnie nagroda, jednak z tym to też nie jest tak łatwo. Wieczorem myślę sobie:
To teraz w końcu usiądę, odpocznę, obejrzę swój ulubiony serial.
Ale gdzie tam. Siadam na kanapie i padam z nóg. Dosłownie zasypiam po pięciu minutach. Nawet jak próbuję skupić się na tym, co oglądam, to oczy mi się zamykają same. I tak dzień w dzień.
Najgorzej jest w weekendy. Myślałem, że przynajmniej wtedy będzie lżej, ale nie. Wtedy żona wymyśla jakieś generalne porządki. Odkurzanie, mycie okien, porządkowanie szafek. I tak od rana do wieczora. Nie wiem, jak ona to wszystko ogarniała wcześniej, kiedy ja pracowałem. A teraz to ja robię, a ona w najlepsze na tych swoich warsztatach. Czasem wraca późnym popołudniem i pyta, co na obiad, a ja już ledwo żyję. Mam ochotę powiedzieć, że nic nie ma, bo nie miałem czasu, ale wtedy znowu się zacznie.
No i tak się to kręci. Ja niby na emeryturze, a czuję się, jakbym miał drugą pracę, tylko że bez wypłaty. Odpoczynek — owszem, ale chyba w kolejnym życiu. Nie wiem, jak długo jeszcze dam radę to ciągnąć. Ja już nie wiem, czy to tylko u mnie tak, czy każdy, kto przechodzi na emeryturę, trafia w takie domowe zasadzki.
Edward